1.8 C
Warszawa
23 listopada, 2024, 15:31
MigranciwPolsce.pl
- To nasi strzelają, spokojnie!  - mówi do mnie Liudmiła, gdy podskakuję i nerwowo patrzę w niebo sł...

– To nasi strzelają, spokojnie! – mówi do mnie Liudmiła, gdy podskakuję i nerwowo patrzę w niebo sł…


– To nasi strzelają, spokojnie! – mówi do mnie Liudmiła, gdy podskakuję i nerwowo patrzę w niebo słysząc głębokie i krótkie „bum, bum, bum”. Może to raczej „łup, łup, łup” – przebiega mi szybko przez głowę. Ale to nie czas i nie miejsce na takie językowe „rozkminy”. I usprawiedliwieniem nie jest, że to mój pierwszy raz na żywo tak blisko frontu w obwodzie zaporoskim – pisze z Ukrainy Joanna Marciniak.

Moje zadanie z ramienia Fundacji Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM) to dostarczenie i przekazanie pakietów żywnościowych oraz pakietów z podstawowymi produktami chemii domowej mieszkańcom sześciu częściowo ewakuowanych miejscowości i wsi zlokalizowanych głównie w kierunku południowo-wschodnim od Zaporoża. To nie pierwszy raz, gdy wolontariusze PCPM zawożą tam niezbędną pomoc humanitarną, a także sprzęt dla lokalnych strażaków. Ale po raz pierwszy w tym miejscu rozdajemy produkty od Fundacja Biedronki.

Podczas nerwowego i pośpiesznego przejazdu przez Orichiw zatrzymujemy się w kilku miejscach, aby mieszkańcy przebywali jak najkrócej na otwartej przestrzeni. Parkujemy wśród bujnej roślinności, osłonięci pozostałościami domów. Ze względów bezpieczeństwa. Nieustannie słyszę: – Dawajtie, dawajtie! Bystrieje, bystrieje! (pol. szybciej, szybciej). To pokrzykuje lokalny przewodnik Maksim na osoby starsze powolnym krokiem zmierzające w naszą stronę. Wychodzę im naprzeciw, aby jak najszybciej zapisać imię i nazwisko, a także uzyskać podpis osoby odbierającej. „Babcia” Liuba przemieszcza się wolno i płacze. Bolą ją nogi. Nie mogła iść szybciej. Nie ma leków przeciwbólowych. Kolega Andrzej wyciąga z kieszeni napoczęte opakowanie popularnego środka, którym rano „ratował” moją skołowaną głowę. Pani Liuba dziękuje nad wyraz. Na szczęście nie będzie musiała nieść sama pakietów do domu – pomoże sąsiad. A my ruszamy dalej, w takt bystrieje, bystrieje.

W Orichiwie do wojny mieszkało 14 tys. mieszkańców. Pozostało ok. 400 osób. Nie chcą się ewakuować głównie ze względu na brak środków finansowych, by wynająć mieszkanie w Zaporożu (koszt ok. 150 USD za miesiąc), więc pozostają u siebie. I czekają – „przyleci, czy nie przyleci” (to o rakietach i bombach), i oczywiście czekają na koniec wojny.

Ostatecznie dostarczyliśmy pomoc 609 osobom, w tym 160 wewnętrznie przesiedlonym w Zaporożu oraz mieszkańcom zaporoskiego domu starców.








Żródło materiału: Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM)

Polecane wiadomości