Połączone komisje senackie Praw Człowieka i Praworządności oraz Samorządu Terytorialnego i Administracji Państwowej przyjęły projekt ustawy, która zawiesza jedno z podstawowych praw człowieka – prawo do szukania ochrony przed prześladowaniem.
Łatwo poszło. Nie przyjęto żadnej z postulowanych poprawek. Głosowanie plenarne w tej sprawie odbędzie się DZIŚ – w czwartek 13 marca. Ustawa (wszystko na to wskazuje) zostanie przyjęta. Następnie trafi do podpisu przez Prezydenta RP. W ten sposób Polska pozbawia praw i podmiotowości ludzi, którzy przekraczają białorusko-polską granicę i chcą – i wciąż mają prawo – prosić o ochronę międzynarodową.
Ustawa nie wspomina wprost o Podlasiu. Jest uniwersalna – na 60 dni (z możliwością nieograniczonego w czasie przedłużania) można będzie ograniczyć to prawo wszędzie. Decyzję w tej sprawie ma podejmować Rada Ministrów.
Ustawa jest moim zdaniem głęboko szkodliwa i niebezpieczna. Nie jestem odosobniona w tej opinii, w wielu aspektach moje zdanie podziela Biuro Legislacyjne Kancelarii Senatu jednoznacznie krytycznie oceniając kształt przyjmowanych przepisów i wskazując na uchybienia prawne.
Ustawa jest sprzeczna z Konstytucją RP. Jest sprzeczna z europejskim i międzynarodowym systemem ochrony praw człowieka. Autorzy i obrońcy ustawy argumentują, że międzynarodowe regulacje zdezaktualizowały się i nie odpowiadają na obecne wyzwania – polskie podejście jest więc pionierskie i wyznacza nowy trend, twierdzą. Krytycznie oceniam tę postawę..
Widzimy obecnie, jak światowe mocarstwo wyznacza nowe trendy, lekceważąc elementarne ustalenia międzynarodowe. Tak, dotychczasowy porządek jest wywracany do góry nogami, zachodzi gruntowna zmiana. W obecnych realiach żadne państwo na świecie nie czuje się bezpiecznie i nie może liczyć na swoich sojuszników – międzynarodowy porządek prawny dawał światu elementarną przewidywalność. Z dnia na dzień kwestionuje się dziś umowy międzynarodowe i międzynarodowe instytucje – ale czy czujemy się stabilniej, bezpieczniej?
Czy Polska ustanawiając prawo kwestionujące międzynarodowe umowy naprawdę ma powód do dumy? Czy podważając jeden z fundamentów praw człowieka nie kopiemy dołków pod systemem, który także nam zapewnia prawa?
Tworząc precedens zawieszania ochrony ludzi, możemy sobie poważnie zaszkodzić. Czy to mądre niszczyć system, z którego za chwilę sami możemy potrzebować skorzystać? Scenariusz, w którym Polki i Polacy potrzebują schronienia, coraz dosłowniej nazywany także przez polityków, nie jest abstrakcyjny. Degenerując system ochrony dla innych, psujemy go dla samych siebie.
Rządowa strategia migracyjna, która stanowi szerszą ramę dla tej ustawy, nosi tytuł “Odzyskać kontrolę, zapewnić bezpieczeństwo”. Moim zdaniem, decyzje Rządu, Sejmu i Senatu w sprawie azylu nie przyniosą ani kontroli, ani bezpieczeństwa. Rząd kreuje politykę, która wobec migrantów jest po prostu wroga – zarządzanie migracją jest w tym wypadku trochę jak zarządzanie ryzykiem. Niech wreszcie stanie się zarządzaniem zmieniającą się wspólnotą!
System ochrony uchodźców nie powstał z litości. W 1951 roku ONZ przyjął Konwencję Genewską o statusie uchodźców nie dlatego, że był taki miły albo lewicowy. Istniała potrzeba – rządów nawet bardziej niż uchodźców – uregulowania sytuacji prawnej tych osób, które po II wojnie światowej przebywały poza krajem swojego pochodzenia i nie mogły do niego wrócić z powodu obawy o represje i prześladowania (a pamiętajmy, że wielu z nich to byli Polacy). Uznano wtedy, że każda osoba potrzebuje opieki jakiegoś państwa, które będzie za tę osobę odpowiedzialne – jeśli nie może to być jej własne państwo, potrzebne jest inne, które tę osobę jakby “przygarnie”, weźmie pod swoje skrzydła, da poczucie przynależności, prawa i obowiązki.
Dziś decydujemy odwrotnie. Nie chcemy tych ludzi, którzy są w drodze. Ale oni istnieją, są, przechodzą przez granice – my sprawiamy jedynie, że te osoby pozostają poza prawem, TRACIMY nad nimi kontrolę. Odbieramy możliwość bezpieczeństwa i normalnego życia, eliminujemy z głównego nurtu.
To nie jest bezpieczne. Ludzie nie znikną. Spychamy ich do podziemia, gdzie będą narażeni na wyzysk, nadużycia, przemoc i desperację. Państwo powinno zmierzać do tego, że ludzi w desperacji jest jak najmniej, tymczasem zasilamy tę grupę. W tym kierunku idą też inne przyjmowane ostatnio przez rząd przepisy: dotyczące wiz albo legalizacji pracy – utrudniamy ludziom zgodne z prawem funkcjonowanie w Polsce. To nie sprawi, że wyjadą – szczególnie, że biznes ich potrzebuje na rynku pracy. Ludzie będą zatem tutaj nadal – ale bardziej narażeni na ryzyka, zagrożeni wyzyskiem i wykorzystaniem. To wprost odwrotne do naszych jako społeczeństwa potrzeb. Potrzebujemy, żeby migranci i Polacy mogli na siebie liczyć, byli dla siebie wsparciem, budowali relacje oparte na równości i szacunku. Wtedy jesteśmy bezpieczni – gdy, jako sąsiedzi, jesteśmy dla siebie stabilni i przewidywalni. Nie zmierzamy do tego celu.
Segregowanie ludzi na tych, którzy mają prawa człowieka i na tych, którzy nie mają tych praw – historia pokazuje – zawsze kończy się przemocą. Zawsze generuje tragedie, wyzysk, niesprawiedliwość. Pogarda dla praw i człowieczeństwa innych była podstawą kolonizacji, niewolnictwa, handlu ludźmi, wyzysku – tragedii, które zostawiają piętno na ofiarach i na oprawcach na pokolenia. Kto jak kto, ale Polacy znają koncept odczłowieczania z własnej trudnej historii.
Pogarda wobec ludzi jest obecna w świecie i ma się dobrze. Życie w państwie, które prawa człowieka ma w nosie, jest możliwe, wiele osób tak żyje. Ale serio, chcemy tak?
Wiadomości z kilku ostatnich dni to relacje z Chin, gdzie kobiety trafiają do obozów pracy, gdzie pracują zakute w kajdany, masakry w Syrii, gdzie giną całe rodziny, odcinanie prądu przez Izrael w Gazie, pozbawianie kolejnych praw kobiet w Afganistanie. Tak, ludzie żyją bez praw człowieka. Tak, państwa działają w ten sposób. Ale to oznacza osłabienie tych państw, a dla obywateli kończy się źle. Brutalne, oparte na sile podejście do ludzi, które prezentuje obecnie USA też już zaczyna przynosić skutki uboczne – wewnętrzne podziały pęcznieją i wybuchną. Przemoc rodzi przemoc.
Łatwo polskim politykom kasować prawo do ochrony międzynarodowej, bo opinia publiczna jest migrantom niechętna (kolejny rząd bardzo mocno na to pracuje przed wyborami). Ludzie mają też poczucie, że to nie o nich chodzi, tylko “innych”. Przypomnijmy – blisko 10 procent społeczeństwa w Polsce to osoby z doświadczeniem migracji. Pięć procent dzieci, które się rodzi w Polsce, ma migranckie korzenie. Ci ludzie mają bliskich i znajomych. Są naszymi sąsiadami.
Demonizowanie migracji nam szkodzi, bo degeneruje nasze poczucie wspólnoty – a przecież, choć różnorodną, nową, ulegającą zmianie – jesteśmy właśnie wspólnotą, społecznością. Chcąc zapewnić nam bezpieczeństwo w trudnych czasach oprócz wydawania pieniędzy na systemy antyrakietowe czy inny sprzęt bojowy, oprócz dyskusji o służbie wojskowej, więcej powinniśmy myśleć o zwykłych relacjach sąsiedzkich. Może być, że w krytycznej sytuacji będziemy zależeć od sąsiada z Somalii czy Filipin, od sąsiadki Ukrainki. Oni nam podadzą pomocną dłoń, a my im. Albo nie.
Rezygnując z prawa do ochrony międzynarodowej nie tylko zostawiamy ludzi w potrzebie samym sobie, tworzymy też precedens i przestrzeń do ograniczania innych praw: zakładania rodzin, dysponowania swoim majątkiem, swobody wyjazdu ze swojego kraju – wyobrażalne jest, żeby te prawa, choć czasowo i terytorialnie, zawieszać?
Czasy są tak niebezpieczne i trudne, jak już dawno nie były. Jednocześnie, nie wierzę, że w najtrudniejszych czasach i momentach trzeba być podłym. Wręcz przeciwnie. Politycy rzewnie opłakiwali niedawno Mariana Turskiego (“nie bądź obojętny”). Na ołtarze Kościół wynosił niedawno rodzinę Ulmów, która wbrew ówczesnemu prawu ratowała życie Żydom.
Nawet w ultra trudnych czasach wartością jest pomocna dłoń. Drugi człowiek. Wyciąganie do kogoś ręki – to jest budowanie bezpieczeństwa. I w dobrych i złych czasach te same wartości przynoszą bezpieczeństwo, pokój, rozwój: wzajemny szacunek i dialog, współpraca, szanowanie wzajemnie swoich potrzeb, zaufanie – między ludźmi, między krajami.
Piszę to i wiem, że z perspektywy możnych tego świata, tu i teraz, to są rzeczy śmieszne, nieważne. Sama sobie mogę napisać komentarz, jakie to naiwne, radykalnie prawoczłowiecze i że nie znam świata. Obserwuję w mediach groźby, przepychanki i szantaże i już słyszę, że nie czas na ideały. Ale bezduszność nie daje bezpieczeństwa. Bezduszność dusi.
Agnieszka Kosowicz