„Zostałam złapana na lotnisku. W jednej sekundzie masz wsiadać do samolotu, w następnej jesteś w więzieniu. I nikt nie wie, gdzie cię szukać.
Na pierwsze dwie noce umieścili mnie na posterunku policji. Trzeciego dnia zabrali do sądu, dostałam trzy miesiące detencji. Przewieźli mnie do Przemyśla. Jazda samochodem trwała około ośmiu godzin. Pierwszy strażnik zabrał mi wszystko: telefon, rzeczy, nawet wodę. Nie dał mi nic do jedzenia. Po czterech godzinach strażnicy się zmienili. Ten kolejny powiedział: „człowieku, ta kobieta musi jeść i pić”, dał mi wodę.
Mówię w języku tigrinia i amharskim [języki używane w Erytrei – red.], znam też arabski i trochę angielski. Ale kiedy byłam w Przemyślu, wszyscy mówili po rosyjsku. Było mi tam ciężko – nikogo nie znałam, nie mogłam z nikim porozmawiać. Znajdowaliśmy jednak sposoby, żeby się porozumieć. Zaprzyjaźniłam się z dwoma osobami z Uzbekistanu i Kurdystanu. Okazało się, że możemy sobie poradzić, używając kilku tureckich słów, które znaliśmy.
W DETENCJI WSZYSTKO JEST TRUDNE. Nawet uzyskanie od strażników granicznych odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie. Za to mówią ci tylko w kółko, że nie możesz robić tego albo tamtego.
Codziennie widzisz kogoś, kto oszalał. Codziennie ludzie płaczą, krzyczą, łamią sobie kończyny, chcą się zabić. Przyjeżdża karetka i zastanawiasz się, co się stało. Pamiętam kobietę z piątką dzieci, która chciała odebrać sobie życie dwa lub trzy razy. Martwiłam się, kto zajmie się jej dziećmi.
Wszyscy płaczą. Ja akurat nie umiem płakać przy innych. Więc robiłam to w nocy, kiedy gasili światło. Kobiety z pokoju mówiły mi, żebym przestała. Ale często i one płakały i krzyczały. Rozpaczałam też z powodu kobiety, która została deportowana. Nie miała nic. Chciałam jej dać to, co miałam, ale nie pozwolili mi na to strażnnicy.
Z Przemyśla zabrali mnie do Białej Podlaskiej – tam było bardzo trudno. Nikt cię nie słucha. Strażnicy się śmieją. Nie okazują żadnego szacunku, nie słuchają tego, co mówisz. Jakby nie uważali cię za człowieka. Jeśli cokolwiek by ci się stało, nic ich to nie obchodzi. Gdy idziesz do lekarza, bo coś cię boli, to mówią ci, że wszystko jest w porządku – „po prostu pij wodę”.
Kiedy ktoś dostaje negatywną decyzję, pozostali krzyczą, płaczą, niszczą rzeczy. WSZYSCY WOKÓŁ CIERPIĄ. Pamiętam kobietę, która straciła dzieci. Ale kiedy ktoś płacze i krzyczy z rozpaczy, większość strażników nie robi nic. Siedzą tylko w kącie i się śmieją.
Warunki w ośrodku też były trudne. Mieliśmy pół godziny dziennie na skorzystanie z komputera, wysłanie e-maili lub poszukanie pomocy. Ludzie starali się wspierać siebie nawzajem – wysłać wiadomość, skontaktować się z prawnikiem, znaleźć ubrania lub coś, czego potrzebują. W ośrodku dostałam tylko małą kostkę mydła do prania ubrań. Nie było też szamponu, ale coś w rodzaju płynu do prania. Pewna pani, o imieniu Olga, przysłała nam ubrania, szampon, zabawki dla dzieci i wiele innych rzeczy”.
Pełną relację uchodźczyni z Erytrei, która w 2022 roku spędziła 3 miesiące i 10 dni w SOC-u w Przemyślu i Białej Podlaskiej, przeczytasz w naszym raporcie „Wszyscy wokół cierpią”:
https://forummigracyjne.org/publikacja/wszyscy-wokol-cierpia/