Belsat przedstawia historie Kaciaryny Andrejewej i Darii Czulcowej i przypomina, jak doszło do aresztowania i prześladowań koleżanek.
Kim jest Kaciaryna Andrejewa?
Kaciaryna urodziła się w 1993 roku w rodzinie, której kolejne pokolenia tworzyły mińską inteligencję. Rodzice dziennikarki są filologami. Ała Wahanawa, jej babcia, wykłada na katedrze archeologii Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego. Dziadek Kaci Siarhiej Wahanau jest znanym białoruskim dziennikarzem, publicystą i poetą.
Po zakończeniu nauki w Gimnazjum nr 23 w Mińsku Kacia rozpoczęła studia na wydziale iberystyki Mińskiego Państwowego Uniwersytetu Lingwistycznego. W 2013 roku wyjechała na dwa lata do Hiszpanii w ramach programu wolontariatu Komisji Europejskiej.
Jednak pod koniec 2014 roku wraca do ojczyzny. Jeszcze w podróży napisze swój pierwszy artykuł dziennikarski – „Polonez na stacji”, który prześle na konkurs „Dziennikarz ludowy”. Ten tekst wygra w kategorii „Szczerość i styl”.
– Zapewne podobnie jak wielu młodych Białorusinów, mam jedno marzenie. Moje marzenie jest bardzo proste, ale jednocześnie skomplikowane – chcę żyć szczęśliwie w mojej ojczyźnie – napisała Kaciaryna w swoim pierwszym artykule. – Od tego czasu Kaciaryna całkowicie poświęciła się dziennikarstwu – mówi jej dziadek.
Kacia współpracowała z Radiem Swaboda i brała udział w ich ukraińskim projekcie o nazwie „Donbass. Realii”. Jej artykuły publikowano w białoruskiej Narodnej Woli i rosyjskiej Nowej Gazecie. Od marca 2017 roku jest naszą korespondentką. Dwukrotnie (w 2017 i 2020 roku) została uznana przez stację telewizyjną Biełsat „Telewizyjną twarzą roku”. Jest również laureatką konkursu „Wolne Słowo” organizowanego przez Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy (BAŻ).
W grudniu 2016 roku Kaciaryna wyszła za mąż za dziennikarza Ihara Iliasza.
– Po raz pierwszy spotkaliśmy się z Kacią na Placu Wolności w Mińsku, dokąd przyjechaliśmy, by relacjonować protest podczas kampanii wyborczej w 2015 roku – wspomina Ihar. – Pomyślałem wtedy, że po akcji muszę koniecznie zaprosić ją na kawę, taka piękna dziewczyna! Nie zrobiłem tego wtedy, bo Kacia skończyła pracę wcześniej i nie miałem nawet czasu, by poprosić ją o numer telefonu. Ale tydzień później spotkaliśmy się ponownie na Placu Wolności, na kolejnym proteście. Tym razem nie spuszczałem jej z oka i po proteście poszliśmy do kawiarni.
– Obok kawiarni, w której usiedliśmy było gimnazjum, w którym znajdował się lokal wyborczy, odbywało się tam przedterminowe głosowanie. Długo rozmawialiśmy o wyborach, a potem Kacia zaproponowała, by odwiedzić ten lokal wyborczy tuż przed zamknięciem, żeby zobaczyć, jak to wszystko wygląda. Członkowie komisji widząc wieczorem dwoje dziennikarzy, przestraszyli się i wezwali milicję. Na szczęście milicjanci tylko sprawdzili dokumenty i nas wypuścili. Tego wieczoru zdałem sobie sprawę, że zakochałem się w Kaci – wyznaje dziennikarz.
Kaciaryna wspólnie z Iharem przygotowała szereg głośnych reportaży śledczych, a w 2020 roku małżeństwo wydało książkę „Białoruski Donbas”, której tematem jest rola Białorusinów w konflikcie rosyjsko-ukraińskim. W ciągu ostatniego roku nakład książki był zwiększony dwukrotnie.
Kim jest Daria Czulcowa?
Daria urodziła się w 1997 roku w Szkłowie na wschodzie Białorusi. Ukończyła dziennikarstwo na wydziale historyczno-filologicznym Mohylewskiego Uniwersytetu Państwowego imienia Arkadzia Kuleszowa.
Zdjęcie: facebook Daria Szulcowa
Karierę jako dziennikarka rozpoczęła stosunkowo niedawno. Początkowo próbowała swoich sił jako reporterka, ale później zaczęła ją pociągać praca operatora. Po wyborach w 2020 roku Dasza przeprowadziła się do Mińska, by tam pracować jako operatorka.
– Córka jest oddana prawdzie i nie toleruje niesprawiedliwości. Kiedy rozmawialiśmy o pracy, Dasza powiedziała, że chce pokazywać ludziom prawdę. Zdecydowała się pójść na dziennikarstwo już w liceum i ogłosiła swój wybór na balu kończącym szkołę. Ja i moja siostra, ciotka Darii, byłyśmy temu przeciwne. Odradzałyśmy. Jesteśmy prostymi ludźmi, nikt z nas nie interesował się polityką ani dziennikarstwem. Ale Dasza powiedziała zdecydowanie: „Jeśli nie
W ostatnich tygodniach przed aresztowaniem Daria pracowała podczas niedzielnych protestów w Mińsku, prowadziły razem z Kaciaryną Andriejewą relacje na żywo.
– Nigdy nie zapomnę rozmowy, którą odbyłam z nią jeszcze przed jej aresztowaniem – mówi Kryścina, przyjaciółka Darii. – Zapytałam: „Dasza, nie boisz się, że aresztowania?”. Jej odpowiedź utkwiła mi w pamięci: „Trudno się nie bać, za każdym razem mentalnie się do tego przygotowujesz i bez względu na wszystko bierzesz aparat do ręki i idziesz na zdjęcia. O czym tu mówić, jeśli nawet mężczyźni-operatorzy po prostu odmawiają robienia reportaży, bo zostali wcześniej brutalnie pobici?! Kto wtedy będzie to relacjonować? Więc idziesz będąc świadoma ryzyka i mając nadzieję, że skoro jesteś dziewczyną, to może oni okażą trochę litości.
Ale niestety nie tym razem. Tamtej niedzieli Dasza ponownie poszła z kamerą, by ludzie mogli zobaczyć prawdę.
Kaciaryna Andrejewa i Daria Czulcowa zostały zatrzymane 15 listopada za relację, podczas której pokazały brutalne rozpędzanie marszu ku czci Ramana Bandarenki. Na wideo było również widać, jak funkcjonariusze niszczą wzniesione przez mieszkańców miasta miejsce pamięci na Placu Zmian.
Transmisję prowadziły z mieszkania na 14 piętrze bloku przy ulicy Smarhoński Trakt, do którego zostały zaproszone przez właścicieli. Po zakończeniu akcji funkcjonariusze służb specjalnych wyważyli drzwi do mieszkania i zatrzymali dziewczyny.
Mundurowi byli dla dziennikarek bardzo nieuprzejmi.
– Kiedy po nas przyszli, krzyczeli: „Pójdziesz siedzieć na 7 lat, będziesz szyć mundury dla gliniarzy!”. Zastępca komendanta milicji nazywał mnie „ciotką” albo „małą” i popychał mnie na schodach. Milicjanci mówili: „Nie będziesz już prowadzić tych twoich relacji! Nigdy!” – tak Kaciaryna opisywała swoje zatrzymanie w jednym z listów.
Na komisariacie Kaciaryna źle się poczuła – okropnie rozbolała ją głowa, miała mdłości, a potem straciła przytomność. Wezwano karetkę i dziennikarkę pod eskortą przewieziono do szpitala nr 9. Lekarze stwierdzili, że to nic poważnego, ale zalecono jej odpoczynek w łóżku, całkowity spokój i obowiązkową wizytę u neurologa następnego dnia. Jednak rankiem 16 listopada została przewieziona na komisariat, a stamtąd do aresztu.
Na początku Darię i Kaciarynę umieszczono w jednej celi w areszcie przy ul. Akreścina. Panujące tam warunki były straszne. Pomieszczenie, w którym je przetrzymywano, było przeznaczone dla czterech osób, ale upchnięto w nim aż 11. Kobiety spały w ścisku jedna obok drugiej. Nie dostały pościeli i musiały spać na zakurzonych, brudnych materacach. W ciągu dnia strażnicy nie pozwalali im siedzieć ani leżeć, grozili, że zabiorą nawet materace. W przepełnionej celi było bardzo duszno, a okienko w drzwiach celowo zamykano.
– Zapytałyśmy, czy mają świadomość, że to sala tortur, a nie cela dla ludzi zatrzymanych za wykroczenie. Uśmiechali się, mówili, że to powinna być dla nas rozrywka. Używali wulgaryzmów co drugie słowo – powiedziała współwięźniarka Kaci i Daszy.
O co oskarżono dziennikarki?
Na początku Kacia i Dasza zostały oskarżone o rzekomy udział w nielegalnym proteście i niepodporządkowanie się milicji, czyli art. 23.34 i 23.4 Kodeksu Wykroczeń Białorusi. Sąd dzielnicy Kastrycznicki Rajon 17 listopada ukarał dziennikarki za ich działalność zawodową karą 7 dni aresztu.
W wyroku sądu wskazano, że Kaciaryna i Daria popełniły wykroczenie, ale ich działania nie noszą cech przestępstwa. Jednak wbrew postanowieniu sądu przeciwko dziennikarkom Biełsatu wszczęto postępowanie karne. 20 listopada zostały one oskarżone o organizacja i przygotowanie działań rażąco naruszających porządek publiczny (art. 342 cz. 1 Kodeksu Karnego Białorusi). Przewieziono ich do aresztu w Żodzinie pod Mińskiem. Tam trafiły do oddzielnych cel.
Kacię i Daszę oskarżono o rzekomy aktywny udział, a nawet kierowanie „działaniami grupowymi rażąco naruszającymi porządek publiczny”, które doprowadziły do zakłóceń pracy komunikacji miejskiej. Śledczy twierdzą, że relacja Kaciaryny i Darii rzekomo spowodowało zawieszenie kursu 13 linii autobusowych, trzech trolejbusowych i trzech tramwajowych (choć większość z tych linii w ogóle nie przejeżdża w pobliżu Placu Zmian). Szkody dla Zarządu Transportu Miejskiego Mińska oszacowano na 11 562 rubli i 14 kopiejek (ok. 16 tys. złotych).
Kaciaryna i Daria nie przyznały się do winy. Poza tym Kacia odmówiła składania zeznań podczas śledztwa.
Kto był zamieszany w prześladowanie dziennikarek?
Sprawę przeciwko Daszy i Kaci prowadzili śledczy Komitetu Śledczego mińskiej dzielnicy Frunzenski Rajon, kapitan Ihar Kuryłowicz i porucznik Ihar Kudziela. Operacjami podczas śledztwa zajmuje się Główny Wydział ds. Walki z Przestępczością Zorganizowaną i Korupcją MSW (HUBAZiK).
W listopadzie to właśnie funkcjonariusze HUBAZiK-u zatrzymali męża Kaciaryny (trafił do więzienia na 15 dni) i zarekwirowali jego sprzęt, który z jakichś powodów został później uznany za dowód rzeczowy w sprawie Kaciaryny i Daszy.
Śledztwu w sprawie dziennikarek towarzyszyły ataki informacyjne dyżurnych propagandystów. W listopadzie Andrej Mukawozczyk opublikował na stronie internetowej wspierającego władzę dziennika SB-Biełaruś Siegodnia artykuł zawierający stek oszczerstw przeciwko Kaciarynie Andrejewej i jej rodzinie.
A w styczniu Ryhor Azaronak na antenie państwowego kanału STB oskarżył dziewczynę o rzekome prowadzenie mitycznych „masowych zamieszek” i nazwał ją „czystą kryminalistką” oraz „zagraniczną agentką”, którą w czasie wojny „zajęłoby się SMIERSZ”. Kaciaryna w odpowiedzi na obelgi propagandysty przekazała przez adwokata krótką wiadomość:
– Żal mi tego biednego chłopczyka, dokonał złego wyboru. Mogę mu tylko współczuć. Bo ja i tak prędzej czy później wyjdę z więzienia, a on zostanie z tym ciężarem na całe życie. Wyrazy współczucia dla Griszy Azaronka – odpowiedziała dziennikarka propagandyście.
Jak dziennikarki radziły sobie w więzieniu?
– Psychicznie Dasza trzyma się bardzo dobrze, czuć to w jej listach, jest bojowo nastawiona… Powiedziała mi tak: „Chcę, żebyś była ze mnie dumna”. Jestem z niej bardzo dumna, mimo że czasem bardzo się o nią martwię… Kocham ją i po prostu chcę, żeby była szczęśliwa. Ona jest wojowniczką. Dasza jest zwyciężczynią – powiedziała w wywiadzie dla Biełsatu mama Darii trzy miesiące po aresztowaniu córki.
Więzienie nie sprawiło, że Dasza zaczęła kwestionować swoje życiowe wybory. Dziewczyna pisała w listach do matki, że nawet gdyby wiedziała, dokąd zaprowadzi ją praca dziennikarki, to i tak wybrałaby tę drogę.
Daria widziała przyszłość tylko w jasnych barwach.
– Rok 2021 jest moim rokiem. W końcu urodziłam się w roku byka. I ja, tak samo jak on, jestem bardzo wytrwała – napisała w liście do kolegi.
Zapewniła, że czuje się dobrze, nie choruje i bardzo tęskni za swoją pracą.
Kaciaryna pisała w swoich listach, że nie boi się tego, co nadejdzie i nie dopuszcza do swojej duszy urazy i gniewu:
– Najbardziej niesamowite jest to, że nie czuję złości, pretensji, chęci zemsty na tym, kto zdecydował, że nam to zrobi, że mi to zrobi. Co czuję? Żal mi tych, którzy wykonują rozkazy. Leniwe zdenerwowanie, które można porównać jedynie z irytacją z powodu brzęczenia muchy. Biedni, biedni mali ludzie… Oni muszą z tym wszystkim żyć, a mojego życia wcale nie zniszczyli, niezależnie od tego, jak bardzo chcieliby, żeby tak było.
W przeddzień rozprawy Kaciaryna wysłała z aresztu śledczego do prasy oświadczenie, w którym stwierdziła, że areszt nie złamał jej i nie zmusił do porzucenia swoich zasad:
– Spędziłam prawie trzy miesiące za kratami. Zgodnie z ich (służb specjalnych – belsat.eu) intencją, zatrzymanie miało mnie złamać i sprawić, że zwątpię w słuszność obranej przeze mnie drogi. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Ten czas spędzony w areszcie tylko mnie wzmocnił.
Dodawała, że będzie szczęśliwa niezależnie od wyroku, bo ma czyste sumienie, a „mówienie prawdy jest łatwe i przyjemne”.
Kaciaryna i Daria zostały uznane za więźniów politycznych cztery dni po tym, jako postawiono im zarzuty. A w grudniu dziewczyny otrzymały nagrodę białoruskiej społeczności praw człowieka „Dziennikarz Roku”. Brytyjska organizacja praw człowieka „Article 19” podkreśla w specjalnym oświadczeniu, że zarzuty wobec dziennikarek są sprzeczne z międzynarodowymi standardami praw człowieka, a ich prześladowanie jest pogwałceniem prawa do wolności słowa.
W obronie dziennikarzy wystąpiły Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy, Białoruskie PEN-Centrum, Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, Narodowy Związek Dziennikarzy Ukrainy i Europejska Federacja Dziennikarzy, rosyjskie organizacje pozarządowe „Swobodnoje Słowo” i PEN-Moskwa. Litewski Związek Dziennikarzy przyznał im oraz trójce innych aresztowanych białoruskich dziennikarek nagrodę „Wolności i Nadziei”.
Pod petycją o uwolnienie Kaciaryny Andrejewej podpisało się ponad półtora tysiąca osób z Białorusi, Rosji, Ukrainy i innych krajów. Wśród nich byli znani pisarze i literaci. W grudniu przewodniczący BAŻ Andrej Bastuniec, redaktor naczelny gazety Narodnaja Wola Josif Siaredzicz, redaktorka naczelna portalu Nowy Czas Aksana Kołb i wieloletni korespondent Radia Swaboda Waler Kalinouski zwrócili się do Komitetu Śledczego z prośbą o zwolnienie dziennikarek za poręczeniem majątkowym. Śledczy odmówili jednak zmiany środka zapobiegawczego.
Również rosyjska społeczność dziennikarska nie pozostała obojętna wobec losu dziennikarek. Dziennikarz Władimir Pozner, dziennikarz i działacz społeczny Nikołaj Swanidze oraz prezenterka telewizyjna i polityk Ksenia Sobczak zwrócili się do Alaksandra Łukaszenki z żądaniem uwolnienia Darii i Kaci.
– Panie Prezydencie, milicyjne więźniarki i więzienne cele to nie miejsca dla dziennikarzy. Zwłaszcza jeśli tymi dziennikarzami są kobiety. Ścigając ich, wsadzając za kratki, pokazuje Pan nie siłę, lecz słabość – powiedział Nikołaj Swanidze.
W ramach międzynarodowego projektu solidarności z więźniami politycznymi „ojcem chrzestnym” Kaciaryny Andrejewej został światowej sławy niemiecki filozof Jürgen Habermas. A Darię Czulcową wzięła pod opiekę Dalia Asanavičiūtė, deputowana litewskiego parlamentu.
W czasie pobytu w areszcie Kacia i Dasza otrzymały setki listów od różnych osób, w tym od nieznajomych, którzy chcieli wyrazić solidarność z dziennikarkami. Listy przychodziły także z zagranicy: Wielkiej Brytanii, Niemiec, Belgii, Czech, Brazylii, Szwecji i innych krajów. Dziewczyny przekazują, że taka solidarność bardzo im pomaga podczas pobytu w więzieniu.
– Fala niesamowitego wsparcia zza murów więzienia napełnia radością każdego dnia – pisała Kaciaryna w swoim liście zza krat.
W 2020 r. roku dziennikarze naszej telewizji byli 162 razy zatrzymywani, a zatrzymaniom regularnie towarzyszyła konfiskata sprzętu. 26 dziennikarzy aresztowano, z czego sześcioro dwukrotnie, a jednego trzykrotnie. Łącznie daje to 34 areszty administracyjne. Za kratami nasi koledzy spędzili 392 dni. Siedmioro spośród aresztowanych padło ofiarą przemocy fizycznej z rąk służb bezpieczeństwa. Tylu też – w następstwie zatrzymania wymagało hospitalizacji.
Również w 2020 r. dziennikarze Biełsatu zapłacili grzywny o równowartości 26 353,44 USD.
ii, ksz/belsat.eu
Źródło: https://belsat.eu/pl/news
Zdjęcie główne: Belsat.eu