📍📍 „Czerwcowy dzień w Białymstoku. Robiłem zakupy spożywcze, gdy zadzwoniła koleżanka i powiedziała, że dostała kolejną prośbę o pomoc.
📍📍 Pomocy potrzebowało dwóch mężczyzn. Jeden z nich narzekał na ból. Spakowaliśmy ciepłą zupę, wodę, herbatę, suchy prowiant, buty i tabletki przeciwbólowe. Osoby znajdowały się w nietypowej lokalizacji, bo w mieście. Jedziemy na miejsce. Pomimo korków, dosyć szybko dojeżdżamy do celu. Są! Widać ich głowy wystające ponad gęstą roślinność. Mam wrażenie, że wyglądam podejrzanie, idąc do nich z dużym plecakiem. Przy zagajniku, stoją dwie małe dziewczynki, które przyjechały elektryczną hulajnogą. Jakiś chłopak wyprowadza psa. Pies zaczyna szczekać, całe szczęście odpowiada mu pies z sąsiedniej posesji. Skręcamy z chodnika w krzaki i po kilkudziesięciu sekundach jesteśmy przy nich. Kontakt jest utrudniony. Jeden z nich skarży się na ból kolana. Dajemy mu leki przeciwbólowe.
📍📍 Mężczyźni pochodzą z Sudanu. Szli tu przez osiem dni. Dwa razy zostali wywiezieni na Białoruś. Czy polskie służby obchodzi sytuacja w Sudanie? Czy ją w ogóle znają?
📍📍 Kilkanaście metrów za nami toczy się normalne życie: ktoś wraca z pracy, jeżdżą auta, ktoś przejechał rowerem. Słychać też śmiech. W tamtej chwili przypomniał mi się wiersz Czesława Miłosza „Campo di Fiori”.
Relacja aktywisty Stowarzyszenia Egala
Czesław Miłosz – „Campo di Fiori”
W Rzymie na Campo di Fiori
Kosze oliwek i cytryn,
Bruk opryskany winem
I odłamkami kwiatów.
Różowe owoce morza
Sypią na stoły przekupnie,
Naręcza ciemnych winogron
Padają na puch brzoskwini.
Tu na tym właśnie placu
Spalono Giordana Bruna,
Kat płomień stosu zażegnął
W kole ciekawej gawiedzi.
A ledwo płomień przygasnął,
Znów pełne były tawerny,
Kosze oliwek i cytryn
Nieśli przekupnie na głowach.
Wspomniałem Campo di Fiori
W Warszawie przy karuzeli,
W pogodny wieczór wiosenny,
Przy dźwiękach skocznej muzyki.
Salwy za murem getta
Głuszyła skoczna melodia
I wzlatywały pary
Wysoko w pogodne niebo.
Czasem wiatr z domów płonących
Przynosił czarne latawce,
Łapali skrawki w powietrzu
Jadący na karuzeli.
Rozwiewał suknie dziewczynom
Ten wiatr od domów płonących,
Śmiały się tłumy wesołe
W czas pięknej warszawskiej niedzieli.
Morał ktoś może wyczyta,
Że lud warszawski czy rzymski
Handluje, bawi się, kocha
Mijając męczeńskie stosy.
Inny ktoś morał wyczyta
O rzeczy ludzkich mijaniu,
O zapomnieniu, co rośnie,
Nim jeszcze płomień przygasnął.
Ja jednak wtedy myślałem
O samotności ginących.
O tym, że kiedy Giordano
Wstępował na rusztowanie,
Nie znalazł w ludzkim języku
Ani jednego wyrazu,
Aby nim ludzkość pożegnać,
Tę ludzkość, która zostaje.
Już biegli wychylać wino,
Sprzedawać białe rozgwiazdy,
Kosze oliwek i cytryn
Nieśli w wesołym gwarze.
I był już od nich odległy,
Jakby minęły wieki,
A oni chwilę czekali
Na jego odlot w pożarze.
I ci ginący, samotni,
Już zapomniani od świata,
Język nasz stał się im obcy
Jak język dawnej planety.
Aż wszystko będzie legendą
I wtedy po wielu latach
Na nowym Campo di Fiori
Bunt wznieci słowo poety.
Warszawa – Wielkanoc, 1943
______________
👉 Grupa Granica – nieformalna inicjatywa powstała w odpowiedzi na kryzys humanitarny na granicy polsko-białoruskiej. Niesiemy pomoc humanitarną, prawną i medyczną, monitorujemy przestrzeganie praw człowieka. Pomaganie jest legalne, to przemoc jest przestępstwem!
* udostępniając nasze treści, podaj źródło.
👉 Grupa Granica to także i Wy – wspierając nasze działania umożliwiacie dalsze niesienie pomocy humanitarnej. Informację na ten temat znajdziecie w pierwszym komentarzu pod postem. Dziękujemy za Wasze wsparcie!