Z dzienników Marii i Bartka
Szpital św. Łukasza, Mpanshya,
Warszawa, lotnisko, 29.05.2021 r.
[Maria]
Już jesteśmy po odprawie. Za kilka chwil rozpocznie się nasza podróż do Zambii. Czeka nas ponad 22 godziny drogi, zanim dolecimy do stolicy – Lusaki. Niestety, już wiemy, że z lotniska nie odbierze nas Gosia, z którą jesteśmy w kontakcie od kilku miesięcy. Małgosia jest pielęgniarką i na co dzień pracuje w szpitalu, do którego zmierzamy. Zachorowała na COVID-19 i od ponad tygodnia przebywa na izolacji. Martwię się, bo mówi, że nie czuje się najlepiej. Zaraz wchodzimy na pokład samolotu. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Mpanshya, 3.06.2021 r.
[Bartek]
Jestem po pierwszym dniu pracy. Na całe szczęście Gosia powoli wraca do zdrowia. Jej test w końcu dał negatywny wynik. Kiedy opowiadała nam przed wyjazdem o szpitalu, nie dowierzałem, że znajduje się on w środku buszu. Mpanshya położona jest w dolinie i otaczają ją wzgórza. Wczoraj poznaliśmy siostrę Marthę, zambijską zakonnicę, która zarządza szpitalem. Pracujący tutaj doktor Mulambia oprowadził nas po oddziałach: męskim, żeńskim i dziecięcym. Pokazał nam też porodówkę, blok operacyjny oraz farmację i laboratorium. Mam adzieję, ze mój wolontariat w Rushaki w Rwandzie, na którym byłem 2 lata temu, pomoże mi szybciej odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Dzisiaj zaczęliśmy od obchodu po oddziale żeńskim. Razem z Marysią współprowadziliśmy go z tutejszym lekarzem, doktorem Sakalą. Później poszliśmy do minor surgery, żeby zmieniać opatrunki. Pacjenci mają bardzo rozległe zmiany na skórze po oparzeniach i urazach. Ze względu na pandemię Zambia od ponad roku nie przyjmuje paczek z zagranicy, przez co w szpitalu brakuje opatrunków, rękawiczek i środków do dezynfekcji […].
Mpanshya, 4.06.2021 r.
[Maria]
To był dla mnie bardzo trudny dzień. Jestem tu tak krótko, a już muszę pogodzić się ze śmiercią pierwszych pacjentów…
Wracaliśmy z Bartkiem ze spaceru, kiedy dostaliśmy wiadomość ze szpitala, że na pobliskiej drodze był wypadek samochodowy. Wiedzieliśmy tylko, że jest wielu rannych. Nie spodziewałam się tego, co zobaczyłam na „SOR-ze”. Jednocześnie trzy zespoły ratowały poszkodowanych. Na sali było około 20 osób, głównie studenci pielęgniarstwa. Od razu włączyliśmy się z Bartkiem do pomocy. Mój pacjent był cierpiący, znacznie pobudzony, z licznymi obrażeniami. Stan mężczyzny z minuty na minutę coraz bardziej się pogarszał. Tuż obok Bartek reanimował młodego, dwudziestokilkuletniego chłopaka. Niestety, nie udało się nic zrobić […]. Pomimo starań całego personelu cztery z pięciu osób przywiezionych do szpitala zmarły. Jest to dla mnie bardzo trudne doświadczenie. Gosia wspominała nam o tym, że takie wypadki zdarzają się tutaj dość często. Razem z Bartkiem doszliśmy do wniosku, że niezależnie od tego, w jakim miejscu na świecie by się to zdarzyło, szanse na uratowanie ofiar byłby podobne ze względu na ciężkość obrażeń […].
Mpanshya, 10.06.2021 r.
[Bartek]
Dzisiaj wraz z Marysią prowadziłem obchód na oddziale męskim. Jeszcze tydzień temu, kiedy rozpoczynaliśmy pracę, na szpitalnych łóżkach było kilku pacjentów. Teraz oddział pęka w szwach. Jeden z chorych kilka dni temu został ukąszony przez węża w stopę, jednak nie od razu zgłosił się do szpitala. Aktualnie w obrębie skóry kończyny dolnej rozwinęła się martwica. Na szczęście, pacjent jeszcze nie wymaga amputacji. Po konsylium lekarskim stwierdziliśmy, że najlepiej oczyścić ranę w znieczuleniu miejscowym.
Wczoraj do szpitala został przyjęty około siedemdziesięcioletni mężczyzna. Jest bardzo wyniszczony. Nie ma nawet siły otwierać oczu. Nie wiem, czy waży chociaż 40 kilogramów. Ma problemy z przełykaniem. Widać, że rodzina robi wszystko, by w miarę swoich możliwości poprawić jego samopoczucie. Dzisiaj pacjent miał założoną sondę żołądkową, aby można było go nakarmić. Żona chorego czuwa przy nim cały czas. Mam nadzieję, że z każdym dniem stan mężczyzny będzie się poprawiał.
W sali obok niego leży młody chłopak po postrzale w lewą kończynę dolną. Zgłosił się do szpitala dopiero (!) po tygodniu. Najprawdopodobniej ma to związek z kłusownictwem. W Zambii jest to surowo zabronione i pewnie dlatego tak długo zwlekał. Na jego nieszczęście wdało się zakażenie, a obie kości podudzia są złamane. Kula nadal tkwi w ranie. Nie jesteśmy w stanie pomóc mu tutaj na miejscu. Na dniach będzie przewieziony do szpitala w Lusace.
Mpanshya, 17.06.2021 r.
[Maria]
Znowu dzisiaj zmarzłam w nocy (w Zambii jest teraz zima). W ciągu dnia temperatura dochodzi do dwudziestu kilku stopni, ale już po godzinie 18, kiedy zachodzi słońce, robi się naprawdę zimno.
Dzisiaj na oddział żeński została przyjęta młoda kobieta chorująca na padaczkę. Ma poparzone całe ramię. Dostała ataku drgawek i wpadła do ogniska. W przyszłym tygodniu planowany jest przeszczep skóry.
Od kiedy przyjechałam, codziennie zmieniam opatrunki chorych z poparzeniami. Przyczyną tego są właśnie zimne noce – mieszkańcy okolicznych wiosek rozpalają paleniska, aby się ogrzać. Niestety, często dochodzi wówczas do zaprószenia ognia. W szpitalu zabrakło specjalistycznych opatrunków. Dzięki pomocy mieszkających w Lusace misjonarzy (salezjan) udało się sprowadzić dla pacjentów opatrunki parafinowe […].
Przed nami jeszcze dwa miesiące intensywnej pracy. Nadal jesteśmy pełni zapału. Mamy nadzieję, że uda nam się pomóc wielu chorym. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie pomoc Fundacji Redemptoris Missio. Pracując w szpitalu, codziennie korzystamy z materiałów medycznych przysłanych z Polski jeszcze przed pandemią. Praca tutaj jest dla nas wyzwaniem, ale też cennym doświadczeniem, które zapamiętamy na całe życie.
Źródło: https://redemptorismissio.org/
Wesprzyj FUNDACJĘ REDEMPTORIS MISSIO