Jak donosi Biełsat:
W Gruzji obwieszczono dziś ciszę przedwyborczą, mimo której mocno wrze, ponieważ kraj w ocenie mediów światowych znajduje się na rozdrożu wyboru cywilizacyjnego pomiędzy drogą do UE lub ponownym wciągnięciem w orbitę wpływów Kremla. Sprawa ma się rozstrzygnąć w sobotnich wyborach parlamentarnych, uważanych już przez analityków za potencjalne źródło konfliktu społecznego.
Świadczą o tym chociażby niewyobrażalne różnice w wynikach sondaży publikowanych przez gruzińskie media prorządowe i opozycyjne. Wyniki trzech różnych badań opublikowały w tym tygodniu trzy stacje telewizyjne, które je zamówiły – opozycyjna Formuła i Mtavari Arkhi oraz lojalny wobec władz kanał telewizyjny Imedi.
Według tego ostatniego rządząca Gruzją przez trzy poprzednie kadencje, uważana za prorosyjską partia Gruzińskie Marzenie ma zdobyć aż 60,2 procent głosów, a do parlamentu mają dostać się jedynie trzy siły polityczne. Badanie to przeprowadzono na zlecenie Imedi w dniach 18-30 września.
Zgoła inny obraz powyborczej gruzińskiej sceny politycznej wyłania się z dwóch innych badań przeprowadzonych na zlecenie kanałów bliskich opozycji – Formuła i Mtavari Arkhi. Tam Gruzińskie marzenie ma uzyskać odpowiednio 35 lub 34 procent poparcia, a prozachodnia opozycja w razie koalicyjnego powyborczego zjednoczenia – ponad 50 procent głosów.
Warto dodać, że po raz pierwszy 150 posłów do parlamentu Gruzji ma zostać wybranych wyłącznie w systemie proporcjonalnym (w oparciu o listy partyjne) i z wykorzystaniem technologii elektronicznych – sprzętu do weryfikacji i liczenia głosów. Aby dostać się do parlamentu partie muszą przekroczyć pięcioprocentowy próg poparcia.
Zarówno opozycja, jak i rządząca partia Gruzińskie Marzenie idą niemal na całość, nie pozostawiając miejsca na kompromis i nazywają nadchodzące wybory referendum powszechnym. Jeżeli żadnej nie uda się zdobyć większości mandatów, konieczne będzie utworzenie rządu koalicyjnego. Właśnie na taki scenariusz liczą siły opozycji, zarzucające władzom doprowadzenie kraju do międzynarodowej izolacji i służenie interesom Rosji, w tym w obchodzeniu sankcji zachodnich nałożonych na Moskwę za inwazję na Ukrainę.
Tymczasem Gruzińskie Marzenie przewiduje miażdżące zwycięstwo i wzywa wyborców do dokonania wyboru między pokojem a wojną – w którą, ich zdaniem, opozycja próbuje wciągnąć Gruzję w interesie – jak twierdzą – obcych sił. Paradoksem jest to, że w Gruzji, która przeżyła już wojnę z Rosją, według sondaży, około 70–80 proc. społeczeństwa niezmiennie popiera wejście kraju do UE.
Perspektywa europejska kraju wydawała się bliższa niż kiedykolwiek w grudniu ubiegłego roku, kiedy Gruzja otrzymała status państwa kandydującego do UE. Jednak kilka miesięcy później, po uchwaleniu ustawy “O przejrzystości wpływów zagranicznych” (wzorowanej na rosyjskiej “Ustawie o agentach zagranicznych”) na tle protestów na dużą skalę, proces przystąpienia kraju do UE został zawieszony, a politycy europejscy przestrzegli partię rządzącą przed dalszym upodobnieniem systemu prawnego kraju do Rosji.
Stany Zjednoczone, partner strategiczny Tbilisi, rozpoczęły przegląd stosunków dwustronnych. Dziesiątki przedstawicieli partii rządzącej i urzędników znalazło się pod ograniczeniami wizowymi do USA “za podważanie demokracji w Gruzji”, a kilku obywateli tego kraju, w tym dwóch wyższych urzędników Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, zostało objętych sankcjami.
Prorosyjska narracja rządzących szokuje znaczną część społeczeństwa
Głównym promotorem polityki Gruzińskiego Marzenia jest założyciel partii i numer jeden na jej liście wyborczej, miliarder Bidzina Iwaniszwili. Podczas wieców wyborczych przemawiał z osobnego podium za kuloodporną szybą. Przez trzy kadencje panowania Gruzińskiego Marzenia Iwaniszwili dwukrotnie oficjalnie odchodził z polityki. Ostatni raz powrócił w grudniu ubiegłego roku w randze honorowego przewodniczącego partii. Przeciwnicy uważają, że tak naprawdę Iwaniszwili nigdy nie ustąpił i przez cały ten czas nieformalnie rządził krajem.
Iwaniszwili po raz pierwszy stanął na czele listy wyborczej Gruzińskiego Marzenia. Mówił o rzekomym istnieniu “globalnej partii wojny” – pewnych siłach za granicą, które wpływają na UE i NATO i chcą dojścia opozycji do władzy, aby otworzyć rzekomy “drugi front” przeciwko Rosji w Gruzji. Jednocześnie “nieporozumienia” z Europą i Stanami Zjednoczonymi – zdaniem Iwaniszwilego – wraz z zakończeniem wojny na Ukrainie staną się przeszłością.
Nie mniej skandaliczne były transparenty wyborcze oraz wideo partii rządzącej, na którym zdjęcia zniszczonych wojną miast Ukrainy opatrzono napisami “Nie dla wojny”, a odnowione po wojnie budynki w Gruzji hasłem “Wybierz pokój”.
Po wybuchu pełnowymiarowej wojny na Ukrainie stosunki Tbilisi zarówno z Kijowem, jak i Zachodem zaczęły się pogarszać, a zbliżenie z Moskwą stawało się coraz bardziej zauważalne. Drugiego dnia po inwazji władze gruzińskie ogłosiły, że nie zamierzają nakładać sankcji na Rosję. Jednocześnie znaczna część gruzińskiego społeczeństwa współczuje Ukrainie.
Plakaty przedwyborcze partii rządzącej wywołały oburzenie nie tylko w Kijowie, ale także falę negatywnych reakcji w gruzińskich portalach społecznościowych. Prezydent kraju Salome Zurabiszwili nazwała je “wykonanymi w kuźni KGB”, a także obrazą kultury, tradycji i historii Gruzji. Ponadto Iwaniszwili na wszelkie sposoby unikał wymieniania samej nazwy Rosji nawet w kontekście jego wypowiedzi przedwyborczych o wojnie gruzińsko-rosyjskiej w roku 2008.
Czego chce opozycja
Dla głównej części opozycji motywem przewodnim odbijającym się w hasłach kampanii wyborczej było ratowanie europejskiej przyszłości Gruzji. Integracja z UE wiąże się także z większością obietnic związanych z sytuacją społeczną, rozwojem gospodarczym i bezpieczeństwem kraju. W kontekście pięcioprocentowego progu kluczową kwestią dla opozycji, składającej się głównie z małych partii, było połączenie sił i udział w wyborach ze wspólną listą. Tworzenie bloków wyborczych w tych wyborach jest zabronione.
Największa partia opozycyjna, Zjednoczony Ruch Narodowy, opowiadała się za udziałem w nadchodzących wyborach w ramach jednej listy. Ale ostatecznie tylko Strategia Agmaszenebeli i Europejska Gruzja zjednoczyły się z partią założoną przez byłego prezydenta, obecnie więzionego przez władze Micheila Saakaszwilego. Biorą udział w wyborach pod nieco zmodyfikowaną nazwą: Jedność – Ruch Narodowy.
Ponadto powstały jeszcze dwa stosunkowo duże sojusze opozycyjne – Koalicja na rzecz zmian i Silna Gruzja. Kolejną siłą polityczną, która według prognoz prawdopodobnie przekroczy próg wyborczy, jest partia byłego premiera Giorgi Gacharia O Gruzję. Bierze udział w wyborach osobno od pozostałych sił opozycyjnych.
Większość prozachodnich partii opozycji podpisała zainicjowaną przez prezydent Salome Zurabiszwili Kartę Gruzińską, zobowiązując się do natychmiastowego uchylenia ustaw utrudniających integrację europejską po potencjalnie wygranych wyborach. Zgodnie z dokumentem podpisanym przez opozycję po zakończeniu reform przewidzianych w karcie w Gruzji odbędą się nowe, wolne i uczciwe wybory.
Ingerencja z zewnątrz – rzekoma i prawdziwa
Wysoki Przedstawiciel UE do Spraw Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Josep Borrell nazwał wybory kluczowym sprawdzianem demokracji i europejskiej ścieżki Gruzji.
– Ostatnie działania, wypowiedzi i obietnice wyborcze partii rządzącej oddalają kraj od europejskiej ścieżki i wskazują na zwrot w stronę autorytaryzmu. Dlatego proces akcesji do Unii Europejskiej został de facto zawieszony – powiedział szef unijnej dyplomacji o sytuacji politycznej wewnątrz kraju.
Wbrew oświadczeniom europejskich przywódców, Gruzińskie Marzenie obiecuje także członkostwo Gruzji w UE, a nawet posługuje się symbolami Unii Europejskiej w kampanii wyborczej. Ale jednocześnie partia rządząca mówi o bezprecedensowej zewnętrznej ingerencji w wybory i o tym, że opozycja rzekomo przygotowuje się do niekonstytucyjnej zmiany władzy.
– Obserwujemy, że nie ma dnia bez dwóch, trzech oświadczeń z zagranicy, które są bezpośrednią ingerencją. […] Taka anomalia nigdy nie miała miejsca w Gruzji – powiedział w prorządowej Imedi TV przewodniczący parlamentu Szałwa Papuaszwili.
Podobne oświadczenia padają również w Moskwie. Rosyjska Służba Wywiadu Zagranicznego już wcześniej oskarżyła Stany Zjednoczone o przygotowanie “kolorowej rewolucji” i “Majdanu w Tbilisi”.
– Widzimy jawne próby wywierania przez kraje Zachodu presji na obecne władze Gruzji i bezpośredniego, jawnego wpływu na przebieg kampanii wyborczej – oświadczył rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, jednocześnie zapewniając, iż Rosja nie ingeruje i nie zamierza ingerować w wewnętrzne sprawy Gruzji.
Departament Stanu USA wcześniej kategorycznie odrzucił oskarżenia Moskwy, przypominając, że to Rosja najechała terytorium Gruzji w 2008 roku i do dziś zajmuje 20 procent jej terytorium.
-Stwierdzenia, że to Zachód przygotowuje “kolorową rewolucję” w Gruzji, ale one (władze rosyjskie – belsat) na to nie pozwolą, stanowią praktycznie groźbę interwencji – powiedział BBC gruziński politolog Gia Nodia.
– Dla Rosji bardzo ważne jest zachowanie udziału Gruzińskiego Marzenia w gruzińskim rządzie i ona tego nie ukrywa. Mogą myśleć, że w ten sposób wpływają na gruzińskiego wyborcę. W pewnym stopniu może to być prawdą, bo strach przed Rosją jest największym atutem Gruzińskiego Marzenia – skonkludowała.
O tym, że Moskwa może próbować wpłynąć na wybory w Gruzji pisał także w swoim raporcie amerykański Instytut Badań nad Wojną (ISW).
– Kreml prawdopodobnie ma nadzieję wykorzystać rosnącą prorosyjskość stanowiska Gruzińskiego Marzenia do ułatwienia długoterminowych hybrydowych wysiłków na rzecz przejęcia kontroli nad Gruzją i Kaukazem Południowym oraz ograniczenia wpływów Zachodu w regionie – stwierdzono w raporcie analitycznym waszyngtońskiego think tanku.
Jednocześnie, pomimo wymiany przyjaznych oświadczeń między Moskwą a Tbilisi, Rosja nie jest gotowa na kompromisy w sprawie Abchazji i Osetii Południowej okupowanych od lat. Odpowiadając na pytanie dziennikarzy dotyczące wojny w 2008 roku, minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow powiedział, że obecne kierownictwo Gruzji “uczciwie ocenia przeszłość” i Rosja, jeśli będzie zainteresowana, jest gotowa pomóc w normalizacji stosunków między stronami. W 2008 roku Tbilisi zerwało bowiem stosunki dyplomatyczne z Moskwą.
Partia rządząca przyjęła te słowa z radością, wyrażając nadzieję, że za tym pójdą konkretne kroki i wycofanie wojsk z separatystycznych republik. W Rosji oczekiwania te szybko stłumiono, zauważając, że decyzja o uznaniu niepodległości regionów nie podlega rewizji.
Co dalej?
Według politologa i byłego ministra edukacji i nauki w 2008 roku, Gii Nodii, szanse na zwycięstwo opozycji wzrosły po przyjęciu wiosną tego roku tzw. ustawy o zagranicznych agentach, którą partia rządząca faktycznie “strzeliła sobie w stopę”.
– W ten sposób zmobilizowali społeczeństwo, zwłaszcza młodych ludzi, przeciwko sobie. Młodzi ludzie są tradycyjnie apolityczni i znacznie mniej aktywnie zaangażowani w wybory, ale tutaj, jak sądzę, młodsze pokolenie zobaczyło, że to, czy lubią opozycję, czy nie, jest sprawą drugorzędną, decydują się losy kraju i powinni być bardziej aktywni – uważa Nodia.
Opozycja w dalszym ciągu ma jednak problemy z samoorganizacją i zasobami, nie ma też wystarczającej jasności co do tego, jaki będzie rząd w przypadku zwycięstwa – twierdzi politolog. Ponadto zauważa w społeczeństwie pewien sceptycyzm co do tego, na ile możliwa jest zmiana władzy w drodze wyborów oraz na ile Gruzińskie Marzenie jest gotowe przyznać się do porażki w przypadku uzyskania złego wyniku. Jeśli uczciwie zwycięży Gruzińskie Marzenie, scenariusze rewolucyjne są mało prawdopodobne – twierdzi politolog Gia Chuchaszwili.
Odmienny punkt widzenia ma politolog i wykładowca na Uniwersytecie Państwowym Ilia w Tbilisi, Hans Gutbrod. W rozmowie z DW zwrócił uwagę, że określenie “polaryzacja społeczna” nie pasuje do opisu Gruzji przed wyborami. Zdaniem Gutbroda błędne jest także przekonanie, że Gruzja to kraj podzielony między zwolenników Rosji i zwolenników Zachodu.
“Pomysł, że kraj jest podzielony lub spolaryzowany, jest naprawdę fałszywą analizą i jest niebezpiecznym podejściem” – powiedział.
Gutbrod jest przekonany, że “zdecydowana większość chce stać się częścią Europy i Zachodu”. Jednocześnie politolog zwrócił uwagę, że podobnie jak w wielu innych krajach, społeczeństwo ma odmienne postrzeganie pewnych problemów kulturowych, które dzielą ludzi, a także “nieporozumienia co do tego, ile uwagi należy poświęcić żądaniom Rosji ze względu na jej bliskość”.
Jest oczywiste, że partia rządząca wyczuwa te nastroje. Inaczej nie da się wytłumaczyć, że nawet Gruzińskie Marzenie prowadzi kampanię wyborczą, wykorzystując w swoich sloganach unijne symbole i posługując się hasłami: “Wprowadzimy kraj do Unii Europejskiej” i “Do Europy z godnością”.
Bruksela jednak stwierdziła już, że w związku z polityką Gruzińskiego Marzenia kraj będzie musiał zapomnieć o europejskich ambicjach. Powód jest prosty, wyjaśnił Hans Gutbrod.
– Decyzje o członkostwie w UE podejmowane są nie na podstawie słów, ale na podstawie działań rządu kraju kandydującego. A w Brukseli bardzo dobrze widzą, czego do tej pory dokonała rządząca w Gruzji partia – to całkowite podporządkowanie sektora sądownictwa i wyjałowienie wszystkich instytucji chroniących praw obywateli – podkreślił politolog. – A jeśli po wyborach ten kurs będzie kontynuowany, to o wejściu do UE możemy zapomnieć. Jak powiedział jeden z bałtyckich polityków, do Europy nie da się wejść, jeśli jedną nogą stoi się w Moskwie – podsumował Gutbrod
Jan Krzysztof Michalak / east24. info /belsat
#Gruzji #obwieszczono #dziś #ciszę #przedwyborczą #mimo #której #mocno #wrze #ponieważ #kraj #ocenie #medió..