6.6 C
Warszawa
26 listopada, 2024, 14:48
MigranciwPolsce.pl
monika-blasiewicz

Wojenne wspomnienia Moniki Błasikiewicz – Fundacja Humanosh

Fundacja Humanosh im. Sławy i Izka Wołosiańskich zaangażowana jest w działania pomocowe od dnia wybuchu wojny. Pracownicy i wolontariusze od pierwszych godzin pomagali w transportach z granicy oraz organizowali noclegi dla uchodźców. Teraz opiekują się nimi  w 4 Mirnych Domach w Warszawie oraz w kilkudziesięciu lokalach na terenie całej Polski. Humanosh od razu uruchomiła także konwoje z pomocą humanitarną. Od marca rozpoczęła działalność Humanosh Med. Evacuation, sekcja medyczna, która do tej pory przetransportowała ponad 2100 pacjentów z Ukrainy. Za wszystkimi działaniami stoją konkretni ludzie, to oni pomagają, ale i odbierają wszystkimi zmysłami okrucieństwo i bezlitosność wojny. Oto kilka wspomnień osób z Fundacji na temat wojennych przeżyć czy impresji, które najbardziej utkwiły im w pamięci lub zrobiły na nich wrażenie nie do zapomnienia.

Katarzyna Skopiec, Prezes Fundacji, zaangażowana w działania pomocowe od pierwszego dnia. W Ukrainie była kilkakrotnie, również na terenach przyfrontowych, najbardziej zagrożonych. Uczestniczyła zarówno w transportach humanitarnych jak i konwojach w ramach Humanosh Med. Evacuation.

„Byłam kiedyś na wakacjach w Egipcie i pamiętam jak zaskoczył, oburzył, wzruszył mnie widok żebrzących tam dzieci. Często widywaliśmy nawet małe dzieciaki, które prosiły o cukierki, pieniądze. Myślałam wtedy, że to Egipt, Afryka, Trzeci Świat, więc bieda, w Europie coś takiego jest absolutnie niewyobrażalne. Podczas jednego z moich wyjazdów do Ukrainy okazało się, że bardzo się myliłam. Spotkaliśmy małe dzieci, zupełnie bez opieki, w środku jakiegoś pustkowia pod Bachmutem, które miały tam swój kramik w rowie i żebrały o cukierki, a właściwie o cokolwiek. W normalnych warunkach te dzieciaki nie miałyby prawa poruszać się bez opieki nawet w centrum miasta. Tutaj były same, głodne, narażone na różne niebezpieczeństwa. Widziałam wiele strasznych obrazów na Ukrainie, ale te niczemu niewinne małe dzieci zapadły mi w pamięć.”

Piotr Skopiec, mąż Kasi, na początku transportował ludzi z granicy i organizował pomoc dla nich w Polsce. Szybko zaczął organizować zbiórki i jeździć z darami do Ukrainy. Uczestniczył również w wielu konwojach w ramach Humanosh Med. Evacuation.

„Wielokrotnie towarzyszyłem naszym lekarzom i ratownikom w czasie ich pracy w ramach Humanosh Med. Evacuation. Wiem, jak trudno jest zapewnić godne warunki pacjentowi w karetce na zrujnowanych ukraińskich drogach, jak trudno pracować w szpitalu, gdzie brakuje niemal wszystkiego, widziałem też ludzi z ciężkimi obrażeniami, po amputacjach, ranach postrzałowych, w tym także dzieci. Wydawało mi się, że widziałem i doświadczyłem naprawdę wielu trudnych bodźców. Jednak zawsze może być coś jeszcze okrutniejszego. Uczestniczyłem w jednym z pierwszych transportów medycznych z Ukrainy. W konwoju karetek wieźliśmy pacjentów na lotnisko w Rzeszowie, aby przekazać ich zagranicznym ekipom na dalsze leczenie. W karetce, która jechałem był młody chłopak, który jechał na „protezowanie” do Niemiec, bo był po amputacjach rąk i nóg. Musiałem go przesadzić w karetce, żeby zrobić więcej miejsca i niemal uderzyłem jego głową o sufit. Spodziewałem się ciężaru dorosłego mężczyzny, a on okazał się nieprawdopodobnie lekki…”

Natalia, Ukrainka, która mieszka w Polsce od 7 lat. Od pierwszego dnia wojny pomagała w zakwaterowaniu i opiece nad uchodźcami, potem wielokrotnie jeździła z pomocą humanitarną.

„ Ja odbieram Ukrainę inaczej niż moi polscy przyjaciele,  z którymi jeżdżę z transportami. To przecież mój kraj, który pamiętam sprzed lutego 2022 roku. Wiele obrazów i historii utkwiło mi w pamięci. Szczególnie jednak zapamiętałam jedną historię. Gdzieś w okolicach Bachmutu spotkaliśmy parę staruszków, którzy spędzili 8 miesięcy w schowku, takim jak na kartofle. Chronili się tam przed ostrzałem. Babcia miała 83 lata, dziadek 85.”

„Stich”, członek Humanosh Med. Evacuation. W wolnych chwilach spisuje wspomnienia w formie opowiadań. Tutaj jedno z nich pt. Ukraińska czarownica.

„IiiiiJaaaaaaIiiiiiJaaaaaaa !!  „Powietrznaja Trwoga!!!”.   Wycie apki w smartfonie ostrzegającej o nalocie wyrywa mnie brutalnie ze snu. Nerwowo, w pośpiechu,  niezdarnymi z zaspania ruchami wszyscy śpiący na sali łapią za telefony żeby wyłączyć ten cholerny alarm. Odwrócić się na drugi bok i spać dalej. Kurwa, to już 3 raz w tym tygodniu, jak te kacapy swoimi rakietami odpalają alarm który kradnie nam cenny sen. Przy okazji wyciszania smartfona patrzę na godzinę. Jest 04:50 albo 05:40, nie pamiętam. Z resztą, jakie to ma znaczenie? Dla mnie noc i tak się skończyła – za kilka minut zadzwoni budzik bo mam zaplanowany wyjazd karetką. Siadam na łóżku i widzę że mój kierowca zrobił to samo. Szukając pozytywów w tym przedwczesnym obudzeniu on idzie na dwór zapalić, ja robię sobie kawę.

Jedziemy w zaspanym pół milczeniu, do szpitala na przedmieściach Lwowa. Ruch na drodze żaden, miasto i wioski śpią, pogrążone w nijakiej nicości. Nasza samotna karetka mozolnie przepycha się przez wszechobecną czerń, jest przecież listopad. A może jeszcze koniec października czy inny początek grudnia. Zresztą,  jakie to ma znaczenie?

Jedyna jasna plama w mroku to miękkie światło wylewające się z wnętrza budynku na placyk przed szpitalem. Na krawędzi światła, ale bardziej poza jest ławeczka, a na niej siedzi drobna, skulona zimnem postać.  Tak, już tę ławeczkę poza stożkiem światła gdzieś kiedyś widziałem. Miesiąc temu na takim samym transporcie, czy dawno temu na jakimś obrazie Hoppera? Zresztą, jakie to ma znaczenie?

Gdy parkujemy postać wstaje i rozdziela się na dwie. On ma pręty stabilizujące sterczące z przedramienia i z trudem idzie. Ona zdrowa drepta obok niego. On był kierowcą tira, po wybuchu wojny został żołnierzem, a po wybuchu pocisku z RPG stał się pacjentem. Ona nie wiem, pewnie martwiła się o dzieci i o niego. Zresztą, jakie to ma znaczenie?

I teraz on może polecieć na Zachód na dalsze leczenie, do bezpieczeństwa i nadziei.  Jego zawieziemy na lotnisko do Polski, ona zostanie tutaj.

Jego układamy na noszach w karetce, jej pozwalamy na chwilę wejść. Choć nie palę idziemy z kierowcą na papierosa, niech się tam przytulą ostatni raz ostatni.

Pora jechać. Ona już wyszła, ja od zewnątrz zasuwam boczne drzwi karetki. Odwracam się i widzę ją, stojącą w plamie światła.

Ma łzy w oczach i patrzy na nas tak jakoś dziwnie.

–         diakuju, cholopcy…

… rzuciła zaklęcie. Świat się nagle zawęża, nie ma czasu poza teraz, nie ma miejsc poza tą plamą światła. Czuję że coś mnie trafia w brzuch a jakaś niewidzialna ręka zaciska mi gardło i zaczyna dusić. Ogarnia mnie przerażenie, odwracam się i rzucam do ucieczki, biegnę choć od karetki dzielą mnie kroki. Wskakuję do środka i kulę się byle tylko schować przed jej wzrokiem. Ruszamy.

„Diakuju”. To był do nas. Do mnie. Bo nie było nikogo innego wokół. I nie musiała tego mówić, a jednak powiedziała. „Cholopcy”.. bez znaczenia że jesteśmy w średnim wieku. Tam w Ukrainie „cholopcy” jest oderwane od wieku i często  zawiera w sobie czułość,  sympatię i uznanie dla czyjejś odwagi. To był do nas. Do mnie. A przecież ja nic takiego dzielnego nie robię. Ot banalne medevaci z Ukrainy. Ale z drugiej strony – lekarzy z Polski jest tu mało a i ten dzisiejszy alarm był prawdziwy.

Jechałem wystraszony i wściekły. Wystraszony tym co się we mnie dzieje. Wściekły nie na nią, nic złego nie zrobiła. Wściekły że się rozpada mój pancerz ochronny, i tracę nad tym kontrolę. Wściekły że nie mogę tego powstrzymać. Ciekawe czy tak się czuje postać trafiona w brzuch kulą ognia wystrzeloną z rąk maga w grze? Czy tak się czuł nasz pacjent gdy obok niego wybuchł  RPG?

To uczucie trwało i narastało aż którejś bezsennej rzucone zaklęcie dopełniło się. Zmusiło mnie. Żebym się przyznał do czegoś co latami wypierałem. Przyznał przed samym sobą.

Że jest we mnie jakieś dobro.

I że moje gadanie że jeżdżę na Ukrainę tylko z egoistycznych pobudek nie jest do końca prawdziwe.

Tak. Tam w zimnym mroku zaklęcie rzucone przez ukraińską czarownicę sprawiło że odkryłem w sobie dobro. Zresztą, jakie to ma znaczenie…”

Podgląd zdjęcia

Wojtek i Basia, on dawniej katolicki ksiądz i żona Basia, pielęgniarka, członkowie Humanosh Med. Evacuation

„Pierwsze tygodnie wojny i Lwów w czarnych kłębach dymu, zdziwienie z niedowierzaniem i strachem malującym się na naszych twarzach i twarzach mieszkańców Lwowa wracających z pracy i szkoły. Igorek, który po wybuchy miny stracił stopy i czteroletnią siostrę.

Trzydziestokilkuletnia kobieta – Natalia, która nie potrafiła pogodzić się z tym, że utraciła sprawność urodę i całe dotychczasowe, piękne życie.

Zawsze będziemy pamiętać dzieci ze słuchawkami na uszach, aby nie słyszeć odgłosów wojny i szesnastolatka z zawałem serca mięśniowego.

Wspomnień jest wiele pozostają one w naszych głowach i sercach. Przewartościowały one nasze życie. Zawsze pozostaną jako osobista trauma doświadczenia wojny. „

Masza, Białorusinka, uchodźczyni, która od razu zaangażowała się w pomoc Ukraińcom. Na co dzień Masza zarządza czterema schroniskami prowadzonymi przez fundację.

„Jestem Maria Makar, pracownik fundacji i kierownik projektu Mirne Domy. Pierwsze wspomnienia z wojny to pierwsze dwa dni, kiedy nie spaliśmy i staraliśmy się zrobić jak najwięcej miejsc w naszym domu dla osób, które pilnie opuściły Ukrainę. Udało się, choć nadal w to nie wierzę. Drugie główne wspomnienie, to moment, gdy przybyli pierwsi ludzie. Była 5 rano, otworzyłam drzwi i zobaczyłam dwóch młodych chłopaków i dwie dziewczyny, które zasłaniały plecami psa i ze łzami w oczach prosiły o wybaczenie, że nie ostrzegli, że przyjadą ze zwierzęciem. Pies miał na imię Jack, ja płakałam cały czas, nigdy tego nie zapomnę. Byłam w Ukrainie kilka razy od początku wojny. Moim głównym wspomnieniem i szokiem jest to, że widziałam głównie wielką siłę i miłość w oczach ludzi. Ludzi, których widziałam w Charkowie, ludzi, którzy mieszkali w piwnicy od pierwszego dnia wojny, ściskali mnie, a nawet współczuli mi, kiedy płakałam. Żyję tymi wszystkimi emocjami, strachem, miłością i mocą. Codziennie pomaga ludziom, a ludzie pomagają mnie. Fundacja, w której pracuję, stała się dla mnie moją wielką rodziną, z której jestem dumna całym sercem i wiem, że możemy razem zrobić wszystko.”

Humanosh oficjalnie powstała w 2020 r. Wcześniej, jej założycielki: Anna Maria Piłko i Katarzyna Skopiec pomagały uchodźcom politycznym w nieformalny sposób. Wynikało to  z czystej potrzeby serca, która została przekazana kobietom w genach. Anna i Katarzyna są bowiem córką i wnuczką Sławy Wołosiańskiej, która wraz z mężem, Izydorem Wołosiańskim, w czasie wojny uratowała 39 osób narodowości żydowskiej.

Fundacja powstała, aby upamiętnić Rodzinę Wołosiańskich, upowszechniać wiedzę na temat Holocaustu, a jednocześnie przełamywać bariery, które uniemożliwiają ludziom równy start w życiu. Fundacja prowadzi w całej Polsce hostele dla uchodźców i zajmuje się włączaniem ich do aktywnego życia na terenie nowego kraju.

TAKIE CHWILE MOTYWUJĄ NAS DO DALSZEGO DZIAŁANIA !

Źródło: https://www.humanosh.org/

Autor: Monika Błasikiewicz

 

Polecane wiadomości