4.4 C
Warszawa
22 grudnia, 2024, 16:08
MigranciwPolsce.pl
Białoruski reżim włączył tryb turbo w polityce historycznej. I w zastraszającym tempie radykalnie zm...

Białoruski reżim włączył tryb turbo w polityce historycznej. I w zastraszającym tempie radykalnie zm…


Jak donosi Biełsat:
Białoruski reżim włączył tryb turbo w polityce historycznej. I w zastraszającym tempie radykalnie zmieniają ją w rosyjskim duchu, rehabilitując ZSRR i negując stalinowskie zbrodnie. Dziś obchodzi z pompą 17 września jako dzień „jedności narodowej” – pisze Michał Kacewicz.

W Polsce 17 września to jednoznacznie bolesna data. Osiemdziesiąt pięć lat temu radziecka armia wkroczyła do wschodnich województw II Rzeczypospolitej (dziś to obszary na terenie Polski, Litwy, Białorusi i Ukrainy). W ten sposób sojusznik Niemiec rozbił szanse na desperacką obronę Polski i doprowadził de facto do IV rozbioru. W następnych miesiącach Sowieci zaatakowali Finlandię, zajęli kraje bałtyckie i część Rumunii.

Na tereny dzisiejszej Litwy, Białorusi, Ukrainy i Polski spadła radziecka okupacja. Wyjątkowo krwawa, oznaczająca wywózki, egzekucje, prześladowania i przebudowę tkanki społecznej w przyspieszonym tempie.

W Polsce, na Litwie, na Ukrainie i wśród białoruskich środowisk niepodległościowych – 17 września jest datą określającą początek wieloletniej tragedii. W przypadku Białorusi trwającej do dziś. Bo to właśnie Łukaszenka ustanowił trzy lata temu 17 września „Dniem Jedności Narodowej”.

Nowe święto było dla Łukaszenki próbą przełamania podziału społeczeństwa białoruskiego po stłumionych protestach w 2020 roku. Wtedy reżim doraźnie poszukiwał jakiejkolwiek atrapy i pozorów jedności Białorusi. Naprawdę był przestraszony skalą protestów. Kiedy pewien czas po nich, w samym środku prowadzonej akcji represyjnej wobec uczestników protestów, władza zorientowała się, że niebezpieczeństwo ulicznego przewrotu jest opanowane, zaczęła budować pozory, że bunt to dzieło garstki wichrzycieli. Władza sięgnęła wówczas po to, co miała „pod ręką”. A „pod ręką” była od dawna używana i wprowadzana polityka historyczna wraz z jej symboliką. W tym wypadku – 17 września.

Nie była to symbolika nowa. W spadku po ZSRR Białoruś odziedziczyła wiele ulic, placów i upamiętnień związanych z pierwszą, radziecką okupacją. Oczywiście w radzieckiej interpretacji wszystkie te nazwy i upamiętnienia symbolizowały „zjednoczenie” Białorusi. Podczas trwających trzy dekady rządów Łukaszenki do pełnego repertuaru radzieckiej polityki historycznej sięgano nie raz, z gloryfikacją wyzwolenia zachodniej Białorusi spod polskiej okupacji i zjednoczenia kraju na czele. Czasami brutalnie prowokacyjnie. Jak wtedy, gdy siedziba Związku Polaków na Białorusi umiejscowiona była w Grodnie na rogu ulic Dzierżyńskiego i 17 września.

Jednak równocześnie Łukaszenka czasem flirtował z inną, białoruską i niepodległościową polityką historyczną. Czasem zgadzając się np. na upamiętnienia zbrodni stalinowskich czy wygumkowując z historii o „zjednoczeniu” Białorusi w 1939 roku fakt, że dokonało się ono za pomocą pełnego podporządkowania Moskwie.
Narracja historyczna Białorusi była – podobnie jak jego polityka zagraniczna – funkcją jego aspiracji, by wyrwać maksymalnie dużo autonomii od Rosji, a jednocześnie była związana z potrzebą lojalności wobec Moskwy. Białoruski dyktator dość długo łączył te dwie, pozornie sprzeczne tendencje. No i przede wszystkim kierował się własnym i całej reżimowej elity światopoglądem na historię. A ten był zawsze dość prosty. I ukształtowany przez radziecką historiografię i propagandę z lat 70. i 80. Stąd dla Łukaszenki 17 września 1939 roku rzeczywiście był wyzwoleniem i zjednoczeniem.
Fakt podporządkowania Białorusi Moskwie zaś nie był z ich perspektywy niczym złym, bo przecież zarówno sam dyktator, jak i cała jego elita, mają bardzo silne poczucie wspólnoty z rosyjską przestrzenią kulturową. Delikatne różnice polegają na akcentach i w sumie nieistotnych dziś drobiazgach. Nieistotnych, bo najpierw protesty 2020 roku, a potem rosyjska agresja na Ukrainę – zmieniły wiele. I dziś Łukaszenka odrzuca wszystkie próby niuansowania, szukania jakichś elementów białoruskiej autonomii i tożsamości w najnowszej historii. Dziś wciska mocno „gaz” polityki historycznej, by prowadzić ją rosyjskim kursem na zderzenie z Zachodem. W tym głównie z Polską.

Incydenty polegające na niszczeniu upamiętnień polskich, ale i białoruskich związanych z okresem zbrodni stalinowskich, zdarzają się ostatnio coraz częściej. 8 września w Chajsach koło Witebska nieznani sprawcy zniszczyli groby i upamiętnienia, m.in. polskie. W białoruskiej telewizji państwowej wyemitowano materiał propagandystki Kseni Labiedziewej, która przekonywała, że upamiętnianie zbrodni stalinowskich w podmińskich Kuropatach to część planu oczerniania ZSRR, a więc i Białorusi i Rosji. To jeden z pierwszych tak otwartych przypadków, kiedy historia Białorusi zlewa się z historią Rosji i jej imperialnym charakterem, a przy okazji kolejny już akt negowania zbrodni Stalina. Tymczasem Kuropaty odkryte publicznie w 1988 roku były przecież jednym z kluczowych czynników budzących białoruską świadomość narodową i napędzających dążenia do niepodległości w okresie schyłkowego ZSRR. Głównie dlatego zresztą tak bardzo uwierają Łukaszenkę. Krzyże i symbole upamiętniające to miejsce zbrodni były już wiele razy usuwane i demolowane w ostatnich latach. Są też przecież i pierwsze ofiary represji „historycznych”. Bo przecież Andrzej Poczobut siedzi w więzieniu za „wzniecanie waśni na tle etnicznym” i „szkalowanie Białorusi”. Czyli po prostu za to, że ośmielił się mówić o prawdziwej historii Białorusi i o represjach wobec Polaków oraz patriotycznych Białorusinów w okresie radzieckiej okupacji, albo popularyzował i upamiętniał żołnierzy polskiego podziemia.

To dopiero początek drogi. Wojna na Ukrainie zmieniła tutaj dużo. Tak jak w polityce zagranicznej, gospodarce i polityce obronnej, tak i w sferze symbolicznej oraz polityce historycznej Łukaszenka nie ma już możliwości manewru. Musi lojalnie podporządkowywać się głównemu, rosyjskiemu nurtowi i wpisywać w rosyjską politykę historyczną. Białoruskie święto „jedności narodowej” ma zresztą swojego, rosyjskiego odpowiednika, czyli święto 4 listopada, obchodzone w dzień wypędzenia Polaków z Moskwy w 1612 roku.

Rosyjskie święto, chronologicznie o starszym rodowodzie, ma w zasadzie podobne przesłanie. Mówi o jedności narodu rosyjskiego wobec zachodniego zagrożenia i próby zdominowania ziemi rosyjskiej i prawosławnej przez zachodnią cywilizację. W tym wypadku uosabianą historycznie przez Polskę. Również na Białorusi to przesłanie 17 września jest coraz bardziej nastawione na budowanie muru dzielącego kraj od zachodnich sąsiadów. No bo jak inaczej tłumaczyć fakt, że świeże, białoruskie święto jest upamiętniane w Polsce czy na Litwie zupełnie inaczej? I niesie całkiem odwrotne przesłanie.

Michał Kacewicz

Redakcja może nie podzielać opinii autora



#Białoruski #reżim #włączył #tryb #turbo #polityce #historycznej #zastraszającym #tempie #radykalnie #zm..

Żródło materiału: BIEŁSAT

Polecane wiadomości