11.9 C
Warszawa
24 października, 2024, 14:18
MigranciwPolsce.pl
“Byli więźniowie polityczni są zakładnikami”. Relacja Białorusina skazanego po protestach 2020 r....

“Byli więźniowie polityczni są zakładnikami”. Relacja Białorusina skazanego po protestach 2020 r….


Jak donosi Biełsat:
“Byli więźniowie polityczni są zakładnikami”. Relacja Białorusina skazanego po protestach 2020 r.

Arciom Miadzwiadzki, jak większość Białorusinów, prowadził spokojne życie i niezbyt interesował się polityką. Jego życie stanęło na głowie, gdy wziął udział w powyborczych protestach w 2020 r. Po wyroku, odsiadce i kilku próbach opuszczenia kraju, dziś bezpieczny w Polsce może opowiedzieć, co mu się przydarzyło.

Przed aresztowaniem w 2020 roku Arciom pracował w mińskim barze, gdzie przygotowywał sushi. Trzy miesiące po wyborach prezydenckich do jego pracy weszły siły bezpieczeństwa i zakończyło się jego spokojne życie.

Do aresztu trafił za wydarzenia z 10 sierpnia 2020 r. Dzień po wyborach na ulicy Puszkińskiej w Mińsku zebrały się tłumy protestujących i zablokowali przejazd milicji. Arciom opowiada, że milicja rozpoznała go na zdjęciu, jak toczył po ulicy głaz. Najpierw chciano go oskarżyć o organizowanie masowych zamieszek. Ostatecznie jednak skończyło się na łagodniejszych zarzutach udziału w “działaniach poważnie naruszających porządek społeczny” W rezultacie został skazany na 3 lata prac przymusowych nazywanych na Białorusi “chemią”. Wysłano go do wsi Suszki, niedaleko od Brześcia.

-“Sam urodziłem się na wsi, ale warunki, w jakich się znalazłem, były piekłem. Wieś, a tam nic nie ma, zupełnie nic! Powiedzieli, że na razie będę zbierał kamienie z pola. A potem chłopaki, z którymi byłem na chemii żartowali: “Arciom, poszedłeś siedzieć za kamień to teraz je pozbierasz” – opowiada

Łukaszenkowskie władze zarzekają się, że na Białorusi nie ma więźniów politycznych. Uczestnicy protestów, są po prostu pospolitymi przestępcami. Podobnie dzieje się w przypadku karania niewolniczą pracą. Tej na Białorusi oficjalnie nie ma – skazywani są przecież wynagradzani. W rzeczywiście wynagrodzenie jest symboliczne, a pracy nie można odmówić.

Miadzwiadzki opowiada, że za miesiąc ciężkiej harówki otrzymywał 150 rubli (ok. 190 zł), z czego musiał oddawać jedną trzecią na swoje utrzymanie. Przy czym zaoferowano mu prysznic raz w tygodniu, nieogrzewane pomieszczenie do spania.

Potem trafił na krowią fermę, gdzie warunki były jeszcze gorsze:

-“Krowy są tam torturowane, naprawdę znęcają się nad zwierzętami. Nie mieliśmy ubrań na zmianę, a po pracy nie mogliśmy się umyć. Kiedy pracowałem jako naganiacz krów, musiałem wstawać o czwartej rano. Pracowałem od piątej rano do jedenastej w nocy, potem po pracy wszystkich jeszcze przez godzinę rozwozili i dopiero wracałem do domu o dwunastej. Spałem cztery godziny. Początkowo miałem taki rozkład zajęć: dwa dni pracy co dwa dni. Potem, rzekomo w zależności od potrzeb pracodawcy, byłem zmuszony pracować częściej. I nikogo nie interesuje, jak to wszystko zrobisz. Przy dopuszczalnych 70 godzinach pracy tygodniowo byliśmy zmuszeni pracować znacznie więcej” – mówi.

Arciom opowiada, że mimo młodego wieku – miał wtedy 23 lata, to od takiego wysiłku jego stan zdrowia zaczął gwałtownie się pogarszać. Gdy doznał wstrząsu mózgu i trafił do szpitala, stwierdził, że nie przeżyje kary i musi uciec.

W rezultacie samowolnie opuścił miejsce pracy i przez ponad dwa miesiące ukrywał się w wynajętym mieszkaniu. Miał nadzieję, że szybko uda mu się opuścić kraj, jednak wybuch wojny na Ukrainie pomieszał mu szyki. Został złapany i z powrotem odwieziony do miejsca odbywania kary.

-“Minął tydzień i dowiedziałem się, że sprawa mojej ucieczki trafiła do sądu. Dostałem 20 dni w celi karnej za ucieczkę, a potem odbył się proces, podczas którego mój wyrok został zmieniony na kolonię karną”.

Z aresztu śledczego w Brześciu, Arciom trafił do kolonii karnej nr 22 w obwodzie brzeskim, znanej jako “Wilcze nory” od nazwy pobliskiego uroczyska. To ciężki zakład karny, dokąd trafiają głównie osoby skazane za narkotyki, ale też wielu więźniów politycznych reżimu Łukaszenki. Według rozmówcy Biełsatu w kolonii warunki nie były gorsze niż te w poprzednim miejscu odbywania kary i również musiał dużo pracować. Tam były więzień polityczny doczekał końca wyroku.

-“Po opuszczeniu Wilczych Nor nie miałem zamiaru nigdzie wyjeżdżać, pomyślałem: swoje odsiedziałem i będę żył spokojnie na Białorusi. Rzeczywistość okazała się inna: przy tej władzy byłym więźniom politycznym nie dadzą tu żyć. I mimo że odsiedziałeś swoje, pozostajesz zakładnikiem. I choć zaoferowano mi pomoc w wyjeździe, zdecydowałem się nie ryzykować. Dostałem wizę, chciałem opuścić Białoruś legalnie, ale na przejściu granicznym wysadzili mnie z autobusu i powiedzieli: „Chłopcze, nigdzie nie jedziesz, nie wolno ci” – tak Arciom relacjonuje swoją pierwszą próbę wyjazdu z kraju.

Byłemu więźniowi politycznemu udało się wyjechać z kraju tajną drogą i trafić do Polski. Obecnie mieszka z kolegą, którego poznał podczas odbywania “chemii” i próbuje rozpocząć nowe życie.

-“Nie żałuję, że w 2020 roku poszłam protestować, zdałam sobie sprawę, że życie może być inne, przedtem przymykałem oczy na wiele spraw, ale teraz już nie chcę. Takich jak ja są tysiące i widziałem, jak wielu ludzi siedzi w więzieniach za nic. Tego nie da się wybaczyć i zapomnieć”- podkreśla.

O pomoc Arciomowi Miadzwiadzkiemu apeluje pomagająca białoruskim więźniom politycznym Fundacja BYSOL, która uruchomiła specjalną zbiórkę
Aleś Lauczuk / AB, jb/ Opl. belsat



#Byli #więźniowie #polityczni #są #zakładnikami #Relacja #Białorusina #skazanego #protestach #r…

Żródło materiału: BIEŁSAT

Polecane wiadomości

Skip to content