MigranciwPolsce.pl
Nasza rosyjskojęzyczna redakcja Vot Tak pisze, że weteran Legionu “Wolność Rosji…

Nasza rosyjskojęzyczna redakcja Vot Tak pisze, że weteran Legionu “Wolność Rosji…


Jak donosi Biełsat:
Nasza rosyjskojęzyczna redakcja Vot Tak pisze, że weteran Legionu “Wolność Rosji” utknął w ukraińskim ośrodku dla migrantów, a wcześniej odmówiono mu azylu w Polsce.

Albiert Makarow przez prawie półtora roku walczył po stronie Ukrainy w Legionie „Wolność Rosji”. Po odniesieniu ran zakończył służbę i chciał wyjechać do Europy. Kiedy jednak zerwał kontrakt z ukraińską armią, stracił prawo do pobytu na Ukrainie i trafił do ośrodka migracyjnego. Pomimo służby wojskowej i prawdopodobnie grożącego mu w Rosji wyroku za terroryzm, Ukraina odmówiła mu azylu politycznego. Nasz rosyjskojęzyczny portal Vot Tak pisze, że Makarow próbował uzyskać ochronę międzynarodową w Polsce – również bezskutecznie.

„Nawet nikogo nie zabiłem”

Albiert Makarow zastał początek wojny w Soczi. Pracował tam w dziale obsługi banku Tinkoff. Miał opozycyjne poglądy i gdy przyjeżdżał do Moskwy lub Petersburga brał udział w akcjach organizowanych przez zwolenników Aleksieja Nawalnego.

Po wybuchu wojny Makarow, jak sam mówi, „był bardzo podłamany” i zdawał sobie sprawę, że „będą chcieli go włączyć do rosyjskiej armii” i wysłać na wojnę, ponieważ odbył już obowiązkową służbę wojskową.

– Już od pierwszych dni wojny postanowiłem, że nie wstąpię do rosyjskiej armii. Powiedziałem szczerze wszystkim – rodzinie, bliskim – że już prędzej będę walczyć za Ukrainę, niż za Rosję – mówi Albiert w rozmowie z Vot Tak.

Początkowo Makarow kontynuował pracę w banku, przyzwyczajając się do nowej rzeczywistości:

– Zajmowałem się swoimi sprawami, odpoczywałem. Soczi jest miastem południowym, ludzie tam są wyluzowani.

Ale we wrześniu 2022 roku w Rosji ogłoszono mobilizację. Do mieszkania, w którym Albiert był zameldowany, przyszli pracownicy komendy uzupełnień i powiedzieli jego babci, że musi zgłosić się przed komisję, „aby zaktualizować swoje dane”. Jednak Makarow zdawał sobie sprawę, że grozi mu mobilizacja i natychmiast poleciał do Armenii. Stamtąd napisał do Legionu „Wolność Rosji” i poprosił o przyjęcie go do oddziału. Przedstawiciele Legionu skontaktowali się z Makarowem, ten przeszedł kontrolę i złożył wniosek o ukraińską wizę:

– Chciałem walczyć z tym złem. Uważam, że zbiorowa odpowiedzialność Rosjan istnieje. Poczułem się winny, że nie udało nam się zmienić rządu, przez co teraz cierpią Ukraińcy. Chciałem odkupić te winy.

Makarow ostrzegł dowództwo Legionu, że „nie jest wojskowym” i chce walczyć tylko przez rok – „aby przyczynić się do zwycięstwa Ukrainy” – a następnie wyjechać do Europy.

Wiosną 2023 roku przybył do Mołdawii z wizą ukraińską i stamtąd udał się na Ukrainę. Tam prawie natychmiast zabrano go do Legionu na szkolenie:

– Służba zaczęła się na całego. Pełniłem funkcję strzelca szturmowego. Mój pseudonim brzmiał „Umberto”. Na służbie wszystko szło świetnie, nie mam żadnych zastrzeżeń co do dowództwa w Legionie.

Większość czasu na Ukrainie spędził w pobliżu linii frontu, ale od czasu do czasu przyjeżdżał do Kijowa. Z negatywnym nastawieniem mieszkańców spotkał się tylko raz, we Lwowie, gdy ekspedientka odmówiła mu obsługi, ponieważ mówił po rosyjsku. Makarow zwykle kłamał, że pochodzi z Armenii, ponieważ jego przodkowie byli etnicznymi Ormianami, którzy uciekli do Rosji przed ludobójstwem dokonanym przez Turcję na początku XX wieku.

– Na Ukrainie z rosyjskim paszportem jesteś wyrzutkiem. Na przykład, jeśli przyjdziesz do urzędu i o coś poprosisz, pojawi się problem. Ale nikomu nie pokazałem rosyjskiego paszportu, pokazywałem tylko ukraińską książeczkę wojskową – mówi Makarow.

Mężczyzna nie chce rozmawiać o szczegółach swojej służby. Podkreśla jedynie, że „najpewniej przez cały czas na froncie nikogo nie zabił”:

– Często zdarza się w bitwie, że gdzieś daleko jest wróg i po prostu do siebie strzelacie. Ale nigdy nie wiesz, czy kogoś trafisz, czy nie. Nigdy nie było tak bliskiego kontaktu, żeby wróg był dziesięć metrów ode mnie – wyjaśnia.

W maju 2024 roku Makarow został ranny odłamkiem w walkach pod Charkowem. Wyjechał na urlop, a następnie, zgodnie z planem, pod koniec lata zrezygnował ze służby w Legionie. Rosjanina nie zatrzymano, ale dowódca już wcześniej pytał Makarowa, co zrobi po zwolnieniu, gdyż zerwanie umowy z Siłami Zbrojnymi Ukrainy pozbawiłoby go prawa do pozostania na Ukrainie. Na to Rosjanin odpowiedział, że „nie planuje pozostać na Ukrainie i wyjedzie do Europy”.

„Cały dzień szedłem przez las aż do granicy z Polską”

Po opuszczeniu Legionu Rosjanin zdał sobie sprawę, że jego rosyjski paszport zagraniczny stracił ważność rok temu. Nie było możliwości wymienienia go na Ukrainie ze względu na zerwanie stosunków dyplomatycznych między państwami. Były żołnierz miał więc problem z legalnym opuszczeniem Ukrainy:

– To był mój błąd, że nie zmieniłem paszportu przed przyjazdem na Ukrainę.

Nie chciał pozostać w kraju i zwrócił się do Fundacji „Wolna Rosja” o pomoc w znalezieniu sposobu na wyjazd. Tam doradzono mu, aby wyrobił sobie tymczasowy dokument podróży, który umożliwi mu udanie się do Francji, gdzie mógłby ubiegać się o azyl.

Albiert został ostrzeżony, że proces uzyskania dokumentu zajmie „bardzo dużo czasu”. Według prawników trwa to zazwyczaj 18 miesięcy. Rosjanin postanowił nie czekać i podjął próbę nielegalnego przekroczenia zielonej granicy z Polską:

– Myślałem, że przez Polskę dotrę do Niemiec, a potem do Francji i tam złożę wniosek o azyl. Nie wątpiłem w swoje siły, myślałem, że dam radę, że nikt mnie nie zauważy na granicy.

Makarow postanowił przekroczyć granicę we wrześniu 2024 roku na Wołyniu. Dotarł do regionu przygranicznego i szedł w stronę granicy cały dzień – „od świtu do zmierzchu”:

– To było trudne – cały dzień z ogromnym plecakiem ważącym 20 kilogramów. Były tam wszystkie moje rzeczy, z którymi jeździłem po świecie. Granice Ukrainy są dobrze strzeżone, ale ja potrafię poruszać się dyskretnie, w końcu zostałem dobrze wyszkolony. Jedyną rzeczą, która mnie zdradzała, był mój plecak.

Po spędzeniu nocy Albiert podszedł do ogrodzenia i rzeki, która dzieliła granicę między Polską a Ukrainą. Jednak już na miejscu nie zdecydował się na przekroczenie granicy – zdawał sobie sprawę, że zostanie zatrzymany przez straż graniczną po polskiej stronie. Nie miał wówczas zamiaru ubiegać się o azyl w Polsce:

– Pomyślałem, po cholerę mi to potrzebne, wolę siedzieć w Kijowie i jak mi załatwią dokumenty, to wyjadę. I zawróciłem. To był mój kolejny błąd.

Makarow uważał, że nie złamał prawa, bo, jak twierdzi, nie doszło do przekroczenia granicy. Szedł około pięciu godzin, by dotrzeć do drogi, przy której chciał złapać samochód i odjechać, ale został zatrzymany przez ukraińskich strażników granicznych.

– Powiedziałem im szczerze, jak było: chciałem przekroczyć granicę, ale zmieniłem zdanie i wracam do miasta. Byli zaskoczeni, że jestem Rosjaninem, choć traktowali mnie w porządku, jeden nawet okazał mi współczucie. Zabrali mnie do strażnicy, gdzie długo naradzano się, co ze mną zrobić, aż przyjechała SBU (Służba Bezpieczeństwa Ukrainy – belsat.eu). Na początku wszystko wydawało się normalne. Zadzwoniłem do swojego dowódcy z Legionu, rozmawiał z przedstawicielami SBU i ustaliliśmy, że mnie wypuszczą. Ale ostatecznie postanowili mnie zamknąć.

Rosjanina umieszczono w specjalnym ośrodku detencyjnym, a następnie przeniesiono do tymczasowego ośrodka dla cudzoziemców. Dowództwo z Legionu „Wolność Rosji” nie pomogło mu w opuszczeniu placówki, a jedynie zachęcało do powrotu na wojnę. Rosjanin początkowo zgodził się, bo bał się, że zostanie deportowany do Rosji, ale potem zmienił zdanie.

– Dla mnie najstraszniejszą rzeczą jest powrót do Rosji. Ale strażnicy graniczni mówili: „spokojnie, nikt nie może cię wysłać do Rosji bez twojej zgody”. I pomyślałem, że to logiczne. Wkurzyłem się i powiedziałem dowódcy, że nie wrócę, że wolę siedzieć tutaj, w ośrodku dla cudzoziemców. Nie jestem wojskowym, nie miałem zamiaru wiązać całego swojego życia z wojną. Najważniejsze dla Legionu jest to, żeby ludzie tam służyli. A przecież mogliby coś zrobić, żeby mnie puścili.

Przebywając w ośrodku, Albiert dowiedział się ze źródeł w Rosji, że FSB może wszcząć przeciwko niemu postępowanie karne na podstawie artykułu o terroryzmie (art. 205 Kodeksu Karnego Federacji Rosyjskiej). Makarow nie wie, w jaki sposób rosyjskie służby dowiedziały się o jego służbie w Legionie – nie pisał nigdzie w mediach społecznościowych, że walczył za Ukrainę, nie „pokazywał się” na filmach ani zdjęciach Legionu. Jednocześnie rosyjskie organy wciąż nie umieściły Albierta na liście osób poszukiwanych.

„Po co ci azyl?”

Przebywając w ośrodku dla cudzoziemców, Albiert postanowił ubiegać się o azyl polityczny na Ukrainie. Jednak jego wniosek nie został przyjęty, mimo że walczył w Siłach Zbrojnych Ukrainy. Odmowę uzasadniono tym, że państwo nie może zapewnić mu ochrony, gdyż na Ukrainie trwa wojna.

– Poczułem niesprawiedliwość, chociaż wiedziałem, że tak będzie – zarówno prawnicy, jak i Fundacja „Wolna Rosja” ostrzegali mnie, że spotkam się z odmową. Myślę, że nikt nie chce zająć się problemem udzielania azylu, bo na Ukrainie jest mnóstwo innych problemów – mówi Makarow.

Po odmowie Rosjanin postanowił spróbować ubiegać się o azyl polityczny w Polsce. Długo przekonywał strażników granicznych, żeby zabrali go na granicę z Polską. Zgodzili się i 29 stycznia 2025 roku doprowadzono go na przejście graniczne go na posterunek kontrolny Zosin-Uściług.

Jak relacjonuje Vot Tak, tam zwrócił się do państwa polskiego o ochronę, powołując się na kilka przesłanek uzasadniających jego wniosek o azyl: sprawę karną w Rosji, sprzeciw wobec agresji na Ukrainę i udział w protestach w Rosji. Ale, jak czytamy, w Polsce odmówiono przyjęcia wniosku:

– Najpierw przyjechał jeden funkcjonariusz straży granicznej, bardzo nieprzyjemny. Nie mówił ani po angielsku, ani po rosyjsku. Pokazuję mu po polsku, że potrzebuję azylu. Pyta: „Po co?” A gdy zwróciłem się do polskiej prawniczki o poradę, co zrobić na granicy, powiedziała mi, żebym był szczery i mówił wszystko tak, jak jest. Więc opowiedziałem mu wszystko, powiedziałem, że walczyłam. Mam dokument od ONZ stwierdzający, że potrzebuję ochrony międzynarodowej. Dałem strażnikowi granicznemu ten kawałek papieru, mój kontrakt z Siłami Zbrojnymi Ukrainy.

Potem przyszedł kolejny strażnik, po czym poproszono mnie, żebym wsiadł do samochodu Straży Granicznej. Pytam: „Dokąd jedziemy?” Mówią: do biura, w którym rozpatruje się wnioski o azyl. Zadzwoniłem do prawniczki i powiedziałem, że chcą, żebym gdzieś z nimi poszedł. Powiedzieli, że nie mogą przyjąć wniosku na miejscu, że mam wsiąść do samochodu. I wsiadłem – powiedział weteran w rozmowie z Vot Tak.

Jednak zamiast do Polski, jak mówi, przewieziono z powrotem na Ukrainę:

– Tak naprawdę to mnie oszukali. Ukraińscy strażnicy graniczni mieli dobry ubaw, razem się pośmialiśmy i zabrali mnie z powrotem do ośrodka dla cudzoziemców. Ale ostrzegali mnie, mówili, że Polacy mnie nie przyjmą, że zrobią wszystko, żeby się mnie pozbyć. I okazało się, że mieli rację.

Albiert powiedział Vot Tak, że zgodnie z prawem powinni byli albo przyjąć jego wniosek o azyl, albo wydać mu dokument o odmowie przekroczenia granicy, ale, jak twierdzi Rosjanin, nie otrzymał niczego:

– To było tak, jakbym w ogóle nie był na granicy. Byłem w szoku. Wiara w człowieczeństwo, w Unię Europejską, że tam wszystko odbywa się zgodne z prawem – wszystko to zniknęło – powiedział.

Oficjalny powód, dla którego Polska nie rozpatrzyła wniosku Makarowa o azyl, nie jest znany. W odpowiedzi na prośbę Vot Tak o komentarz w sprawie Makarowa, polska Straż Graniczna odpowiedziała, że ​​nie może potwierdzić ani zaprzeczyć informacjom o próbie przekroczenia granicy z Polską przez Rosjanina i ubiegania się przez niego o azyl. Straż Graniczna odmówiła również odpowiedzi na inne pytania redakcji, wyjaśniając, że tego rodzaju informacje może udostępniać jedynie sądom, prokuraturze i innym organom rządowym.

Jak zasugerował w rozmowie z Vot Tak Władimir Żbankow, prawnik Fundacji „Wolna Rosja”, do którego Makarow zwrócił się o pomoc prawną, Polska odmówiła Rosjaninowi azylu, ponieważ można go uznać za najemnika. Według Żbankowa Polska może obawiać się, że po wjeździe do kraju Makarow zajmie się działalnością przestępczą.

„Nie chciałbym po raz drugi ryzykować życiem”

W rezultacie Makarow przebywa w ośrodku migracyjnym od ponad czterech miesięcy. Sąd przedłużał jego nakaz przebywania tam kilkakrotnie. Służby nie chcą wypuścić Rosjanina na wolność, bo nie ma podstaw prawnych do zezwolenia na jego pobyt w kraju. Zgodnie z prawem Makarow może pozostać w ośrodku nawet przez 18 miesięcy.

Teraz strażnicy graniczni chcą deportować Makarowa z Ukrainy do Mołdawii, gdzie mógłby ubiegać się o ochronę międzynarodową. Były wojskowy jednak odmawia, gdyż uważa, że ​​w Mołdawii nie będzie bezpieczny, ponieważ „na pewno przebywa tam wielu funkcjonariuszy FSB”. Teraz Albiert wraz z prawnikami próbuje zakwestionować decyzję o odmowie przyjęcia jego wniosku o azyl polityczny na Ukrainie i nakaz deportacji z kraju. Chce również, aby sąd nie przedłużał nakazu pobytu w ośrodku dla imigrantów.

Jednocześnie Rosjanin szuka możliwości legalnego wjazdu do UE. Obecnie stara się o uzyskanie tymczasowego dokumentu podróży, który umożliwi mu podróż do Niemiec lub Francji. Jednak zdaniem Makarowa jego szanse na otrzymanie takiego dokumentu są raczej nikłe, biorąc pod uwagę, że walczył. Teoretycznie Albiert mógłby udać się na granicę ze Słowacją lub Węgrami i tam poprosić o azyl, ale w tym celu musiałby mieć możliwość opuszczenia ośrodka dla migrantów.

– Nie zaprzestanę prób dostania się do Unii Europejskiej, nie poddałam się całkowicie. Mam nadzieję, że jakaś organizacja pomoże mi uzyskać azyl w Europie. Piszę do różnych organizacji międzynarodowych. Napisałem już do Czerwonego Krzyża, poprosiłem o pomoc Fundację „Wolna Rosja” i skontaktowałem się również z wieloma lokalnymi organizacjami w Portugalii, na Węgrzech, w Polsce i Rumunii. Albo będę próbował uzyskać azyl na Ukrainie. Ale wszystko tu opiera się na znajomościach i powiązaniach, a ja ich nie mam.

Makarow mówi też, że nie żałuje decyzji o walce za Ukrainę, ale nie poszedłby na front drugi raz:

– Nie warto żałować tego, co się stało. Kiedy poszedłem na wojnę, byłem gotowy podjąć każde ryzyko. Byłem gotowy na absolutnie wszystko. Ale po tym, jak trochę odpocząłem i przemyślałem sprawę, zrewidowałem swoje poglądy. Wkładasz w to całego siebie, a w odpowiedzi dostajesz coś, co kompletnie ci nie pomaga. To jest frustrujące. Nie chciałbym drugi raz narażać swojego życia w ten sposób. Nie wydaje mi się, żeby to było tego warte. Chociaż to, że pomagałem Ukrainie bronić swoją niepodległość, jest oczywiście właściwe.

Władimir Kiriłłow / vot-tak.tv, ksz / belsat.eu



#Nasza #rosyjskojęzyczna #redakcja #Vot #Tak #pisze #że #weteran #Legionu #Wolność #Rosji..

Żródło materiału: BIEŁSAT

Polecane wiadomości