4.5 C
Warszawa
27 stycznia, 2025, 03:12
MigranciwPolsce.pl
Szef białoruskich władz popsuł swój wizerunek na Ukrainie, gdy wspomógł Kreml w …

Szef białoruskich władz popsuł swój wizerunek na Ukrainie, gdy wspomógł Kreml w …


Jak donosi Biełsat:
Szef białoruskich władz popsuł swój wizerunek na Ukrainie, gdy wspomógł Kreml w agresywnej wojnie.

Białoruska polityka od dawna nie należy do tematów, które interesują ukraińskie społeczeństwo, niewiele osób na Ukrainie pamięta też, że 26 stycznia w sąsiedniej Białorusi odbędzie się główny dzień głosowania w wyborach prezydenckich. Jednak jeszcze niedawno zarówno Białoruś, jak i jej samozwańczy prezydent znajdowali się w centrum uwagi Ukraińców.

Białoruś zawsze interesowała Ukraińców o różnych poglądach. Najbliższy sąsiad, podobne losy. Długa historia braku własnej państwowości, dwie wojny światowe, katastrofa w Czarnobylu – to wszystko dotyczy zarówno Ukrainy, jak i Białorusi. Drogi obu państw zaczęły się znacząco rozchodzić całkiem niedawno, zaledwie kilka dekad temu. Na początku lat 2000. na Białorusi zacementował się, a nawet częściowo zbrązowiał reżim Alaksandra Łukaszenki. Politycy, którzy byli dla niego niewygodni, po prostu znikali, Łukaszenka rozpędził zbyt niezależny z jego punktu widzenia parlament, przejął kontrolę nad mediami i fałszował wybory jedne po drugich.

Ukraina również ryzykowała wejściem na podobną ścieżką podczas rządów drugiego prezydenta, Łeonida Kuczmy w latach 1994-2005. W tym czasie tam również władza rozprawiała się ze swoimi oponentami i podejmowano próby podporządkowania parlamentu prezydentowi. Ale Kuczma, z różnych powodów, nie został dyktatorem. Z kolei jego protegowany i następca Wiktor Janukowycz musiał uciekać do Putina po nieudanej próbie zbudowania własnej prorosyjskiej dyktatury.

Ogólnie rzecz biorąc, Białoruś była na Ukrainie postrzegana jako alternatywna wersja historii ich własnego kraju, w którym władzom udało się rozprawić z opozycją, zmiażdżyć niezależne media i ustanowić Moskwę głównym partnerem i punktem odniesienia. Prorosyjskim Ukraińcom, którzy z nostalgią wspominają czasy sowieckie, podobała się łukaszenkowska Białoruś z kultem ZSRR narzuconym przez władze, dominacją języka rosyjskiego we wszystkich sferach i aktywnym udziałem państwa w gospodarce.

Jednak ukraińscy patrioci nienawidzili reżimu Łukaszenki za wszystko to, za co kochali go prorosyjscy Ukraińcy. Gdzieś pośrodku między tymi dwoma biegunami znajdował się apolityczny ocean Ukraińców, którzy nie byli zbytnio zainteresowani relacjami reżimu z opozycją i prasą ani nie wnikali w to, co dzieje się tam z białoruskim językiem i kulturą. Tym ludziom najpierw rosyjscy, a po 2014 roku już prorosyjscy lokalni propagandyści opowiadali o osiągnięciach reżimu Łukaszenki: ulice w miastach są zawsze czyste, a gigantyczne fabryki z czasów sowieckich działają – towary są produkowane nie byle jak, ale ściśle według standardów z czasów ZSRR – bez soi i chemii.

Po rozpoczęciu okupacji Krymu i Donbasu fakt, że wojna nie wybuchła również na Białorusi, był przedstawiany jako główne osiągnięcie Łukaszenki. Nie mówiono jednak o tym, że europejskie miasta również są w większości zadbane i czyste, że gigantyczne fabryki na uczciwym konkurencyjnym rynku już dawno poszłyby na dno i są utrzymywane przy życiu tylko dzięki szalonym dotacjom państwowym, że na Białorusi nie toczy się wojna i nie ma bezpośredniej okupacji, tylko dlatego, że Putin dostaje od Mińska wszystko, czego chce, dosłownie wykupując suwerenność sąsiedniego kraju.

Białoruskim władzom zapewne bardzo podobała się sympatia do ich kraju wśród Ukraińców i robiły wszystko, by rosła. Nie bez powodu Łukaszenka pośredniczył w rosyjsko-ukraińskich negocjacjach, które rozpoczęły się tuż po rosyjskiej agresji w Donbasie, a Mińsk stał się ich główną platformą. Łukaszenka spotykał się również z ukraińskimi dziennikarzami, mówił, że nie odda Krymu okupantom bez walki i stale nazywał Ukrainę „rodzimą” lub „braterską”.

W efekcie Alaksandr Łukaszenka, jak pokazały badania opinii publicznej, przez lata cieszył się na Ukrainie największą sympatią wśród zagranicznych polityków.

I nawet represje wobec uczestników protestów w 2020 roku po sfałszowanych wyborach prezydenckich na Białorusi, choć mocno wstrząsnęły miłością Ukraińców do samozwańczego „baćki”, jak nazywają go jego zwolennicy, nie zmieniły znacząco stosunku do dyktatora. Dla wielu ludzi na Ukrainie Białoruś pozostawała krajem czystych ulic i smacznych lodów.

Mity te były tak mocno zakorzenione w świadomości ludzi, że dały początek całemu zjawisku gospodarczemu – ukraińskie marki zaczęły podszywać się pod białoruskie. Słodycze, buty, meble, drzwi i wiele innych rzeczy sprzedawano w Ukrainie pod znakami towarowymi w kolorach flagi sowiecko-łukaszenkowskiej, z białoruskimi słowami w nazwie lub z przedrostkiem „bel” przed nazwą produktu.

Era świetności tych marek zakończyła się 24 lutego 2022 roku wraz z upadkiem mitu o szczególnej drodze Białorusi Łukaszenki. Kiedy rosyjscy okupanci rozpoczęli inwazję na Ukrainę, przekraczając białoruską granicę, a ich samoloty, które wystartowały z lotnisk w białoruskich miastach, zaczęły bombardować Charków i Czernihów, zaufanie do wszystkiego, co białorusko-łukaszenkowskie, zniknęło bez śladu. A wraz z nim zainteresowanie tym, co dzieje się w życiu politycznym sąsiedniego kraju. Najprawdopodobniej przytłaczająca większość Ukraińców nawet nie wie, że na Białorusi rozpoczęły się kolejne wybory prezydenckie.

Bajki – dla niektórych dobre, a dla innych wręcz przeciwnie, straszne – o udanej, niemal radzieckiej, prorosyjskiej, ale wciąż niepodległej Białorusi dobiegły końca. Nazwisko Łukaszenki nie kojarzy się już na Ukrainie z czystymi ulicami i kwaśną śmietaną robioną zgodnie z sowieckimi standardami. Uzurpator z Mińska nie jest już „baćką” ani sąsiadem – jest uczestnikiem ludobójstwa, pomocną ręką szabrowników i morderców.

Inwazja na Ukrainę, dla której Białoruś udostępniła swoje terytorium, lotniska i sprzęt, pokazała prawdziwą cenę jego słów o suwerenności i niepodległości. Łukaszenka został po prostu postawiony przed faktem dokonanym, rozkazem z Moskwy, by przygotować koszary i hangary na przybycie rosyjskiego kontyngentu wojskowego. I zrobił to, co mu kazano. Tak, jakby nie był prezydentem niezależnego kraju, ale jedynie gubernatorem rosyjskiego regionu. Choć oczywiście nie szeregowym, nie bezimiennym, jak większość rosyjskich urzędników. Jest gdzieś na poziomie Ramzana Kadyrowa: wolno mu więcej niż innym, ale w zamian musi zademonstrować swoją lojalność wobec Kremla dokładniej i bardziej kreatywnie niż wszyscy inni.

Jeszcze trzy lata temu Ukraińcy patrzyli na Białoruś jak na swoje alter ego, które zrezygnowało z demokracji w zamian za stabilność. Tamtejsze wybory, nawet jeśli wynik był wcześniej znany, wciąż budziły zainteresowanie: kto rzuci wyzwanie reżimowi, ile procent zdobędzie i czy Europa uzna wynik głosowania? Teraz nikogo na Ukrainie to w ogóle nie interesuje, tak jak nikogo nie interesują rosyjskie „wybory”.

Teraz nadszedł czas, aby to nie Ukraińcy patrzyli na Łukaszenkę, ale Łukaszenka bacznie obserwował Ukrainę. Najprawdopodobniej to właśnie tutaj rodzi się siła, która wyrwie Białoruś ze szponów zarówno Łukaszenki, jak i Putina. Pułk im. Konstantego Kalinowskiego i inne białoruskie formacje w szeregach Sił Zbrojnych Ukrainy zdobywają doświadczenie bojowe i organizacyjne od ludzi, którzy nie mierzą suwerenności w rosyjskich petrodolarach, nie tęsknią za ZSRR i nie uważają lodów za główny skarb narodowy. Kto wie, może Alaksandr Łukaszenka, który już w najbliższą niedzielę na pewno zostanie „ponownie wybrany” na kolejną pięcioletnią kadencję, odda im swoją władzę znacznie wcześniej, niż upłynie kolejna kadencja jego samozwańczej władzy.

Jurij Macarski, ukraiński dziennikarz zajmujący się tematyką międzynarodową i wojskową
Redakcja może nie podzielać poglądów autora
jb / belsat.eu



#Szef #białoruskich #władz #popsuł #swój #wizerunek #Ukrainie #gdy #wspomógł #Kreml

Żródło materiału: BIEŁSAT

Polecane wiadomości