8.5 C
Warszawa
2 listopada, 2024, 11:28
MigranciwPolsce.pl
Ukraińcom udało się zaskoczyć Putina i cały świat operacją w rosyjskim obwodzie kurskim - pisze Mich...

Ukraińcom udało się zaskoczyć Putina i cały świat operacją w rosyjskim obwodzie kurskim – pisze Mich…


Jak donosi Biełsat:
Ukraińcom udało się zaskoczyć Putina i cały świat operacją w rosyjskim obwodzie kurskim – pisze Michał Kacewicz. Jaki cel ma Wołodymyr Zełenski?

Ukraińska operacja na terytorium Rosji trwa już tydzień. Pojawiają się sprzeczne informacje o postępach Ukraińców w obwodzie kurskim. Trudno nazwać je „ofensywą”. Jest to raczej operacja, która ma swoje określone cele wojskowe i – przede wszystkim – polityczne. Według rosyjskich raportów Ukraińcy weszli na głębokość ok. kilkunastu kilometrów i na szerokości pasa ok. 50 km. od swojej granicy. Rosyjskie władze mówią również o ewakuacji czy też ucieczce 120 tys. mieszkańców. Ze strony ukraińskiej właściwie nie ma żadnych oficjalnych komunikatów o postępach działań i ich celach.

To zrozumiała i od dawna stosowana strategia. Podobnie było w przypadku wszystkich operacji na terenie Rosji. Te wcześniejsze były jednak niewielkimi rajdami sił specjalnych albo krótkimi wypadami formacji oficjalnie rosyjskich, np. Legionu Wolność Rosji. Tym razem w obwodzie kurskim działają duże jednostki ukraińskich sił zbrojnych. Jednak jak poprzednio komunikację oficjalną zastąpiła ta mniej formalna. Czyli po prostu wojenny PR, propaganda. Stąd zalew filmików, zdjęć i memów z ukraińskimi żołnierzami w Rosji. Ich celem jest oddziaływanie na Rosjan. Wzbudzanie ich przerażenia i łamanie ducha walki. No i pokazywanie Ukraińcom i światu sukcesów ukraińskiej armii po wielu miesiącach destrukcyjnego dla stanu mentalnego walczącego społeczeństwa zastoju i strat na froncie. To jednak wciąż wojenna propaganda. Lepsza, bo dobrze zawczasu przygotowana z ukraińskiej strony. I chaotyczna, bo zaskoczona, z rosyjskiej strony. Z obu tych obrazków nie da się jednak nic wyczytać, jeśli chodzi o prawdziwą sytuację na rosyjskim pograniczu. W gruncie rzeczy obraz wyczytywany z filmików (nawet tych pozornie kręconych przypadkowo i w euforii przez żołnierzy) jest po prostu zafałszowany. Trudno zatem określić dziś, co się dzieje w obwodzie kurskim i jakie są cele wojskowe ukraińskiej operacji. Atak na Rosję ma jednak dużo ważniejsze cele od tych czysto militarnych i uzależnionych od sytuacji frontowej, choć z nią nierozerwalnie oczywiście związanych. Po co zatem ukraiński prezydent wydał rozkaz uderzenia na Rosję?

Zełenskiemu nie chodzi bynajmniej o zajęcie rosyjskiego terytorium. Często wskazywany cel wojskowy, czyli zmuszenie Rosjan do przerzucania sił z innych odcinków frontu – np. z frontu charkowskiego, donbaskiego czy nawet zaporoskiego, wydaje się również celem pobocznym. Rosjanie na razie działają zgodnie z zapewne ukraińskimi szacunkami. Czyli ściągają do obwodu kurskiego siły rezerwowe, poborowych (nawet tych, którzy nie przeszli pełnego cyklu szkoleniowego), jednostki niepodlegające ministerstwu obrony, a innym strukturom siłowym. Owszem na terenie walk pojawiły się niektóre komponenty przesłane z frontu, ale to na razie raczej wyjątek. Moskwa, póki może, czeka na to, w jakim kierunku rozwiną się ukraińskie działania i unika angażowania dużych sił wycofanych z frontów na Ukrainie.

Wbrew tezom rosyjskiej propagandy celem nie jest też zdobycie kurskiej elektrowni jądrowej, by zyskać „kartę przetargową” w negocjacjach zwrotu okupowanej przez Rosjan elektrowni na Zaporożu. Taki scenariusz nie tylko brzmi absurdalnie. Byłby też trudny do wykonania i okupiony ogromnymi stratami. Przede wszystkim byłby źle zrozumiany przez zachodnich sojuszników Ukrainy i tych, na których „asekuracji” w przyszłych negocjacjach pokojowych Kijowowi zależy – np. w Chinach. Zresztą obie strony liczą się z opinią świata, Zachodu i Chin, w podejmowanych działaniach wobec ataku na obwód kurski. Rosja również. Jest w pewien sposób zaszachowana przez Kijów. W tym sensie, że nie może, wbrew rozpuszczanym narracjom, potężnie zaatakować Ukrainy. Na przykład za pomocą zmasowanego uderzenia na centrum decyzyjne Kijowa – siedzibę władz przy ulicy Bankowej i budynki Rady Najwyższej. Takie uderzenie, abstrahując od trudności jego wykonania, byłoby wizerunkowym zmasakrowaniem budowanej do tej pory rosyjskiej narracji, że Moskwa dąży do pokoju, a to Ukraina eskaluje.

Wreszcie zburzyłoby to misternie układaną strategię opartą na założeniu, że w wyborach w USA wygra Donald Trump, który deklaruje przecież chęć szybkiego zakończenia wojny i jakiegoś, na razie nieokreślonego, porozumienia z Rosją. Wprowadzając wojsko do Rosji Kijów przetestował też w sposób absolutnie poważny zakreśloną przez Putina „czerwoną linię”, wpisaną do rosyjskiej doktryny zasad użycia broni jądrowej. Zgodnie z nią Rosja może użyć owej broni w przypadku zagrożenia integralności terytorialnej nawet, jeśli przeciwnik zaatakował bronią konwencjonalną. Mamy taką sytuację, że ukraińska armia działa w Rosji. I co? I nic. Rosyjskie straszenie bronią jądrową po raz kolejny okazało się blefem.

Brak poważnej reakcji na ukraińskie uderzenie na poziomie strategicznym będzie miał dla Moskwy konsekwencje. To utrata wiarygodności. Pokazujący również dobitnie problemy w rosyjskim łańcuchu dowodzenia. I prymat kalkulacji geopolitycznych (związanych np. z wyborami w USA) nad własnymi zasadami. Ukraińska operacja zaburza również dotychczasowe rosyjskie plany wojenne. Polegały one na sukcesywnym, choć mozolnym zdobywaniu terenu, przesuwaniu linii frontu, przy jednoczesnej (i rozpisanej na długi czas) rozbudowie potencjału przemysłu obronnego i samej armii oraz wyczekiwaniu na kryzys polityczny w Ukrainie i kryzys wsparcia dla Ukrainy na Zachodzie. Operacja kurska przełamuje na razie te plany. Wprowadza w nich element zaskoczenia i jak to zwykle w Rosji bywa, wywołuje potężny chaos w strukturach dowodzenia na każdym poziomie.

Ukraińska armia na razie operuje głównie w wojnie manewrowej na terenie obwodu kurskiego. Poszczególne jednostki wjeżdżają nieraz dość głęboko w kierunku wschodnim, ale to nie oznacza, że kontrolują dużą część rosyjskiego terytorium. Ukraińcy prawdopodobnie będą dążyli do rozszerzenia strefy kontroli w strefie przygranicznej, aby mieć dostęp do zaopatrzenia i być w zasięgu własnych systemów artylerii czy rozpoznania. Jednocześnie będą próbowali się „okopać” na terenie przygranicznym. Jednym słowem, stworzyć stale absorbujący rosyjską armię przyczółek. jednak nie tylko po to, by skupiać uwagę rosyjskiej armii i zmuszać ją do wykrwawiających ataków.

Przede wszystkim dlatego, że w ten sposób Ukraina dewastuje powstającą od wielu miesięcy koncepcję negocjacji pokojowych opartych o zamrożenie obecnej linii frontu. De facto oznaczałoby to zgodę na rosyjską okupację niemal jednej piątej terytorium Ukrainy. Narracja ta, w różnych wariantach, zaczęła się już przebijać w rozmowach na Zachodzie, ale też w samym Kijowie. Atak na obwód kurski faktycznie burzy takie koncepcje. Moskwa nie będzie przecież rozmawiać o zamrażaniu linii frontu, kiedy ukraińska armia jest na jej terytorium. Kijów zyskał tym samym istotną kartę przetargową.

Jednak i coś więcej: czas. Czas i sposobność przekonywania, głównie USA, by wsparcie militarne było większe i Waszyngton zgodził się na używanie amerykańskiej broni na terytorium Rosji. Nie chodzi jednak o samą broń, ale o przekonanie amerykańskiego establishmentu, a zwłaszcza otoczenia rosnącej w sondażach przed wyborami Kamali Harris, że należy odrzucić defetystyczną strategię i uwierzyć, że zwycięstwo Ukrainy jest możliwe.

I wreszcie nie należy bagatelizować czynnika wewnętrznej ukraińskiej polityki. Notowania samego Zełenskiego spadły w porównaniu z pierwszym rokiem wojny. Wtedy przekraczały 90 proc. poparcia. W maju tego roku oscylowały wokół 60 proc. Wciąż dużo, ale wyraźnie mniej. W dodatku znacznie gorsze są nastroje. Po kolejnych rosyjskich atakach na miasta i infrastrukturę energetyczną, przy trwającej mobilizacji, braku postępów na froncie i spadającym optymizmie Ukraińców, władza chciała mieć coś, co odwróci te niekorzystne tendencje. Coś, co pokaże, że jest pomysł na zmianę sytuacji. Tym czymś jest uderzenie na Rosję. Bardzo ryzykowne jest to również z punktu widzenia nastrojów w samej armii. Nieudana tzw. ofensywa letnia z 2023 r. kosztowała ogromne zamieszanie w armii i dymisję Walerija Załużnego. Już wtedy zarzucano Zełenskiemu, że władza polityczna forsowała za wszelką cenę pomysł ofensywy, mimo braku gotowości armii. I dziś ryzyko jest ogromne, bo mimo politycznej decyzji o wkroczeniu do Rosji, w samej armii były wątpliwości. Kilka dni przed początkiem operacji kurskiej ze stanowiska dowódcy 80 samodzielnej brygady desantowo-szturmowej odszedł Emil Iszkułow. Wiadomo, że krytykował pomysły powierzonych brygadzie zadań, a dziś pododdziały tej jednostki biorą udział w działaniach w Rosji, więc wiadomo o jakie zadania mogło chodzić.

Zełenski zdecydował się na ogromną zuchwałość. Gdyby operacja w obwodzie kurskim się nie udała, na pewno pojawi się wielu krytyków „szaleńczej strategii”. Zarówno w szeregach opozycji, jak i w armii. Również wśród zachodnich sojuszników Kijowa. Ryzyko jest więc ogromne, ale Zełenski wybrał dla podjęcia takiego ryzyka okres maksymalnie komfortowy.

Michał Kacewicz



#Ukraińcom #udało #się #zaskoczyć #Putina #cały #świat #operacją #rosyjskim #obwodzie #kurskim #pisze #Mich..

Żródło materiału: BIEŁSAT

Polecane wiadomości

Skip to content