0.2 C
Warszawa
21 listopada, 2024, 19:59
MigranciwPolsce.pl
Ukraińska operacja w obwodzie kurskim zaskoczyła nie tylko rosyjską armię. W stanie szoku znalazła s...

Ukraińska operacja w obwodzie kurskim zaskoczyła nie tylko rosyjską armię. W stanie szoku znalazła s…


Jak donosi Biełsat:
Ukraińska operacja w obwodzie kurskim zaskoczyła nie tylko rosyjską armię. W stanie szoku znalazła się początkowo również propaganda Kremla. Dziś ma prostą strategię: odwrócić uwagę Rosjan od Kurska – pisze Michał Kacewicz.

Wczoraj Putin odwiedził Czeczenię. W Groznym był w mauzoleum Achmata Kadyrowa (byłego prezydenta Czeczenii, który zginął w zamachu i zarazem ojca obecnego lidera republiki, Ramzana Kadyrowa). Spotkał się oczywiście z Ramzanem Kadyrowem, który pokazał kremlowskiemu przywódcy makietę nowej, planowanej dzielnicy Groznego. Dzielnicy imienia Putina. Wcześniej Putin był w Kabardyno-Bałkarii, gdzie odwiedził gospodarstwo ogrodnicze. Do rosyjskich republik północnego Kaukazu Putin przyleciał z Azerbejdżanu.

Uwaga rosyjskich mediów skupiała się na kaukaskim tournée Putina. A nie na tym, co się dzieje w obwodzie kurskim. W tej sprawie przekaz jest jasny: Putin polecił wyprzeć siły ukraińskie w ciągu dwóch miesięcy. Tym samym rosyjska propaganda obrała strategię na udawanie, że pierwsze od 1941 roku wtargnięcie regularnych, obcych sił na terytorium Rosji jest błahostką. I nie jest warte specjalnej uwagi na poziomie propagandowych mediów o zasięgu krajowym. To pokazuje, jak wielkim problemem dla kremlowskiej narracji jest ukraińskie uderzenie na kurskim pograniczu.
W Rosji w propagandę inwestowane są miliardy publicznych pieniędzy. Swoje dorzucają państwowe spółki i oligarchowie. Rosyjski aparat propagandowy ma wolną rękę, jeśli chodzi o skrajnie nieetyczne działania. Krótko mówiąc, może dowolnie kłamać, dezinformować i kształtować rzeczywistość wedle uznania. Kremlowska propaganda ma bogate tradycje i armię pracowników mediów, blogerów, ekspertów do dyspozycji. A także społeczeństwo w większości podatne na manipulacje, ukształtowane przez dekady zakłamywania rzeczywistości w mediach. Wydawałoby się – sytuacja tak komfortowa, że można w dowolny sposób kształtować opinię o każdym wydarzeniu. A jednak rosyjska machina propagandowa pogubiła się, kiedy na teren Rosji wkroczyli Ukraińcy.

Na początku był chaos. Widać było wyraźnie, że wejście armii ukraińskiej do obwodu kurskiego nie spotkało się ze zorganizowaną reakcją medialną. Kremlowskie media początkowo bagatelizowały sprawę i długo nie potrafiły określić swojego stanowiska wobec ukraińskiego ataku: czy jest to poważna inwazja, czy tylko pograniczne walki.
Nasi wojskowi i pogranicznicy powstrzymali wtargnięcie z Ukrainy – tak twierdziły w pierwszych godzinach po ataku kremlowskie media.

Oceniły, że granicę przekroczyło 300 ukraińskich żołnierzy i 11 czołgów. Mało prawdopodobne, by posługiwały się informacjami z rejonu Kurska. Po prostu przyłożyły kalkę z wcześniejszych operacji dywersyjnuych ukraińskich na pograniczu. Tyle, że tym razem Ukraińcy zaatakowali sporą grupą regularnej armii.

Dzień po pierwszych, chaotycznych doniesieniach, rosyjskie stacje telewizyjne pokazały jak dowódca rosyjskich wojsk Walerij Gierasimow raportuje Putinowi o sytuacji w obwodzie kurskim. Mówi o tysiącach ukraińskich wojskowych. I zapewnia, że ich atak był powstrzymany nawałą ognia artylerii i lotnictwa.

Wśród rosyjskich propagandystów w pierwszych dobach panowała duża konsternacja. Nie wiedzieli, czy ukraińską operację mają oceniać jako podobną do tych z przeszłości – akcję dywersyjną stosunkowo niewielkich sił, czy jako dużą operację znaczących związków taktycznych.

W końcu w rosyjskiej narracji zapanowała pewna zgoda, że obwód kurski zaatakowały duże siły. Moskwa zaczęła nawet „rozmnażać” ukraińskie brygady i podkreślać ich siłę. Ta narracja miała uzasadniać, że Ukraińcom tak łatwo udało się wtargnąć stosunkowo daleko od granicy.

W kolejnych dniach w rosyjskich stacjach telewizyjnych i internecie pojawiły się nagrania mieszkańców przygranicznych miejscowości obwodu kurskiego. Przerażonych, uciekających. I lamentujących oraz pomstujących na…miejscową administrację, że im nie pomaga. – Putinie, pomóż! – krzyczały kobiety na nagraniach.
To również bardzo charakterystyczny zabieg. Winni są urzędnicy, zwłaszcza ci szczebla lokalnego, ale nie Putin. On może wystąpić co najwyżej w roli zbawcy.
Rosyjski aparat propagandowy nie był więc gotowy na kryzys. Jednak po kilku dniach z Kremla do mediów i ośrodków kształtujących opinię publiczną zaczęły spływać instrukcje. Można się domyślać ich treści na podstawie tego, jak kremlowska propaganda rozpoczęła budowanie opowieści o ukraińskim ataku.

W tak kryzysowych sytuacjach jej zadaniem jest nie tylko odsunięcie odpowiedzialności za klęski od Putina. Konieczne jest również „odizolowanie” problemu. W tym wypadku dla Kremla kluczowe było, by informacje o ukraińskiej ofensywie nie „wylewały się” poza przygraniczne regiony. To zresztą metoda już sprawdzona. Kiedy Ukraińcy ostrzeliwali cele w obwodzie biełgorodzkim, briańskim czy kurskim, centralne media nie zajmowały się tym, albo informowały zdawkowo. Również teraz – informacje o niezadowoleniu miejscowych mogą wybrzmieć w mediach, ale tych lokalnych. Media centralne, czyli tzw. federalne, bagatelizują sytuację w obwodzie kurskim i informują o niej zdawkowo. Ewentualnie pokazując sukcesy rosyjskiej armii w wypieraniu sił ukraińskich.

Jednak nawet tu machina propagandowa potrafi się zatrzeć. Klasycznym przykładem była niekonsekwencja. W programach publicystycznych propagandysty Władimira Sołowjowa pojawiali się w ostatnich dniach dyżurni eksperci, którzy na zmianę zapewniali o tym, że ukraińska ofensywa to nieistotna operacja i grzmieli, że to śmiertelne zagrożenie dla całej Rosji. Sam Sołowjow posuwał się (który to już raz) do wygrażania starciem w pył całej Europy i okupacji europejskich stolic. W jednym z programów Natalia Narochnicka, jedna z ekspertek, przekonywała, że konieczne są dywanowe bombardowania obwodu kurskiego. W innym programie – Sołowiow Life, jeden z ekspertów wprost obwiniał kremlowskie kierownictwo o niepowodzenia i katastrofę, jaką jest okupacja części obwodu kurskiego przez Ukraińców. Siły ukraińskie w propagandowych programach raz rosną do wielu tysięcy i wielu brygad, raz są oceniane, jako już starte z powierzchni ziemi. Apti Alaudinow, czeczeński dowódca i stały gość programów propagandowych, relacjonując z „pola walki” w mundurze, dziesiątki razy zapewniał już, że siły ukraińskie są powstrzymane, a sytuacja opanowana.

Jak w tym wszystkim mają połapać się Rosjanie? Propaganda tradycyjnie przekonuje, że Ukraińcy popełniają na zajętych terytoriach zbrodnie wojenne i zasłaniają się żywymi tarczami z cywili, dzieci i starców. Równie tradycyjnie kolportowane są pogłoski, że w skład sił inwazyjnych Kijowa wchodzą setki Polaków i zachodnich najemników. To wszystko są jednak działania siłą pewnej inercji. Propaganda stosuje te same zagrywki, jakie już dawno zużyły się i o ile działały w czasie okupacji Donbasu w 2014 roku czy nawet w ostatniej wojnie, to dziś nie dają odpowiedzi na pytanie, czemu na terenie Rosji, która ponoć wygrywa wojnę z „kijowskim reżimem” operują ukraińskie wojska, a rosyjska armia cofa się?

Ukraińcom udało się zaskoczyć zatem kremlowską machinę narracyjną. Ta w panice stara się redukować straty i przekonać Rosjan, że nie ma się czym przejmować. Na pewien czas to możę zadziałać, bo w głębi Rosji wiedza o sytuacji pod Kurskiem płynie z telewizora. Jednak nie tylko. Jeśli w „narodzie” zaczną krążyć plotki, kolportowane od naocznych świadków wydarzeń na pograniczu, jeśli niespójność w kremlowskiej propagandzie, nawet w jej mainstreomowych programach podkopie zaufanie do władzy, Kreml może mieć większe kłopoty, niż ukraińskie okopy na swoim terenie.

W odróżnieniu od Rosjan Ukraińcy dobrze się przygotowali do operacji zaczepnej. Również w obszarze propagandowym.

Tradycyjnie już Ukraińcy nie informowali o celach, skali (zaangażowanych jednostkach), czy postępach. Tak przecież działali zarówno w czasie operacji w Rosji, kiedy do sąsiadujących z Ukrainą regionów wkraczały jednostki „wolnych Rosjan”. Tak też działali w czasie każdej, większej operacji ofensywnej. Z wielką kontrofensywą w ubiegłym roku włącznie.

Dopiero po paru dniach zaczęły pojawiać się wypowiedzi ludzi z administracji Wołodymyra Zełenskiego, np. Mychajło Podolaka, że celem „operacji kurskiej” jest przełamanie narracji o koniecznym pokoju za wszelką cenę, za cenę ukraińskiego terytorium. Kijów mówił, że chodzi też o odciążenie innych odcinków frontu i zmuszenie Rosjan do przerzucania do obwodu kurskiego posiłków z Donbasu i Zaporoża. Sam Zełenski mówił o przenoszeniu wojny na teren przeciwnika. Jednak poza tymi dość oczywistymi i ogólnikowymi sformułowaniami ukraińskie władze niewiele mówią o prowadzonej na terenie Rosji operacji. Obraz kształtować ma przekaz tworzony przez mniej oficjalne ośrodki. Czyli, krótko mówiąc, przez aparat propagandowy rozproszony po sieci, z treściami kolportowanymi przez tysiące profili, zwykłych użytkowników, ale i boty.

Podobnie było na początku rosyjskiej agresji. Kiedy Ukraina otrząsnęła się po pierwszym szoku, różnego rodzaju sprawnie prowadzone kampanie informacyjne zdominowały internet. Pies Patron, Duch Kijowa, rolnicy kradnący rosyjskie czołgi, skuteczne oddziały niszczycieli czołgów uzbrojone w lekkie granatniki przeciwpancerne z Zachodu, decydująca rola dronów Bayraktar, legenda Wyspy Węży – to tylko jedne z bardziej znanych kampanii narracyjnych. Sprawnie przygotowanych przez niewątpliwych profesjonalistów.

Każda z tych historii miała mniejszy, lub większy związek z faktami i rzeczywistością, ale ważne, że w tamtym czasie podnosiła na duchu Ukraińców, mobilizowała społeczeństwo do walki i pozyskiwała sympatię na świecie dla bohaterskich obrońców. No i miała oddziaływać na Rosjan. Pokazywać im, że wbrew rosyjskiej propagandzie, mają do czynienia z walczącym, zjednoczonym narodem, który wcale nie czekał na „wyzwolicieli” ze wschodu.

Dziś, kiedy ukraińskie siły zbrojne wkroczyły do Rosji, zadanie jakie stanęło przed architektami polityki informacyjnej Kijowa jest nieco inne. Podeszli do niego z równym profesjonalizmem, jak wiosną 2022 roku. Widać, że Ukraińcy mieli przygotowaną strategię narracji o swojej operacji w obwodzie kurskim.
Najpierw pokazywali oszołamiające postępy swoich sił. Wrzucali zdjęcia i nagrania operujących po rosyjskiej stronie sił, przekonywali, że są one dużo dalej i kontrolują dużo większe terytorium. Jednocześnie pojawiły się dziesiątki nagrań pokazujących jak ukraińska armia dba o cywili, dostarcza im jedzenie, pomaga. Jednym słowem: zachowuje się skrajnie różnie od Rosjan, kiedy ci wkroczyli pod Kijów w 2022 roku i popełniali zbrodnie wojenne.

Oczywiście rosyjska propaganda pokazuje tę sytuację zupełnie inaczej i dezinformuje o licznych zbrodniach popełnianych przez Ukraińców, choć nie ma na to żadnych dowodów. W przypadku rosyjskiej propagandy nie wystarczy jednak pokazać, na zasadzie przeciwieństwa, że to „nasi” są dobrzy, a „najeźdźcy” są źli. Bo Rosjanom coś się nie zgadza, kiedy słyszą o ukraińskich najeźdźcach. Nie zgadza się tym bardziej, że do tej pory w rosyjskiej propagandzie nasi, czyli dobrzy, byli dobrzy, bo byli silni. Dziś trudno pokazać w moskiewskich mediach, że nasi są silni.

Michał Kacewicz

Redakcja może nie podzielać opinii autora



#Ukraińska #operacja #obwodzie #kurskim #zaskoczyła #nie #tylko #rosyjską #armię #stanie #szoku #znalazła #s..

Żródło materiału: BIEŁSAT

Polecane wiadomości