Jak donosi Biełsat:
Utrzymanie na przyczółku w obwodzie kurskim staje się dla Ukrainy równie ważne jak dla Putina wypchnięcie Ukraińców z Rosji. Dla obu stron to bitwa o honor, ale i o przewagę w dyplomacji i osłabienie przeciwnika na innych odcinkach frontu – pisze Michał Kacewicz.
Rozpoczęta 6 sierpnia ukraińska operacja w rosyjskim obwodzie kurskim ma gigantyczne znaczenie dla losów wojny. Nie z powodu zajętego przez Siły Zbrojne Ukrainy terytorium Rosji. Same w sobie ponad tysiąc kilometrów kwadratowych słabo zaludnionych wiosek i miasteczek nie mają większego znaczenia. I zapewne Ukraina nie ma zamiaru trwale zajmować tego terenu.
Operacja miała na celu wydłużenie linii frontu i zmuszenie Rosjan do wysłania do obrony własnego terytorium istotnych rezerw tak, aby osłabić rosyjską ofensywę w Donbasie. Pod Pokrowskiem Rosjanie poczynili duże postępy i upadek tego ważnego miasta był bardzo realny. Gdyby to się stało, Rosja miałaby otwartą, choć wcale nie tak łatwą i szybką, drogę do ostatnich, dużych miast Donbasu kontrolowanych przez Kijów: Słowiańska i Kramatorska. Zajęcie całego obszaru obwodu donieckiego w najbliższych miesiącach stałoby się prawdziwym zagrożeniem.
Drugi cel operacji kurskiej był jeszcze ważniejszy. To przekroczenie rosyjskich “czerwonych linii”. Co bardziej nadawało się do przetestowania autentyczności gróźb Władimira Putina, jak zajęcie terytorium Rosji? Ten test był zaś konieczny, by przekonać zachodnich sojuszników, żeby przestali obawiać się reakcji Moskwy i śmielej pomagali Ukrainie, np. dając zgodę na użycie broni dalekiego zasięgu przeciw celom w Rosji.
Putin doskonale wie, że znalazł się w pułapce. Początkowo wydawało się, że Kremlowi nie bardzo zależy na odwojowaniu wiosek na kurskim pograniczu. Rosyjski sztab dość niemrawo ściągał do obwodu kurskiego jednostki i pododdziały trochę z łapanki, przypadkowo i chaotycznie, dając tym samym Ukraińcom okazję do dalszych postępów. W ostatnich dniach pojawiły się jednak informacje o poważnym wzmocnieniu rosyjskich sił w obwodzie kurskim i możliwej kontrofensywie.
Rosyjska armia zaczęła przerzucać pododdziały przez rzekę Sejm. Według ukraińskich ekspertów Rosjanie mogli zgromadzić do 60 tys. ludzi. Dotrzeć tam miały m.in. elementy 106. dywizji powietrznodesantowej z Tuły, a więc jednostki doświadczonej i uznanej za elitarną. Pierwsze bardziej intensywne rosyjskie działania zaczęły się już w nocy z 10 na 11 września. Według Ministerstwa Obrony w Moskwie rosyjskie siły odzyskały 10 miejscowości na południe i południowy zachód od Korieniewa.
Jednak analitycy amerykańskiego Instytutu Badań na Wojną (ISW) nie mają jak dotąd wizualnego potwierdzenia, że rosyjskie siły odzyskały którąkolwiek z tych miejscowości, poza częściami Snagostii Krasnooktiabrskiego. Wczoraj rosyjskie ataki przybrały na intensywności, ale atakują też wciąż Ukraińcy, próbując forsować granicę w innych niż dotychczas miejscach i rozszerzać kontrolowany na terenie Rosji obszar.
Teraz to dla Ukrainy śmiała operacja w obwodzie kurskim może się okazać pułapką. Z jednej strony zaczynają osiągać swój cel: osłabili rosyjski front w Donbasie, bo Rosjanie przerzucają stamtąd jednostki oraz wzmocnili wolę Zachodu w rozszerzaniu pomocy dla Kijowa. Jednocześnie ukraińskie siły zbrojne zmęczyły swoje ważne i ciągle deficytowe rezerwy i są teraz zmuszone do przerzucania nowych sił w celu wzmocnienia zgrupowania “kurskiego” do obrony przed rosyjskim kontratakiem. Bo wytrwanie na rosyjskiej ziemi stało się teraz dla Ukrainy równie ważne, jak dla Rosji wypchnięcie stamtąd ukraińskiego wojska.
Putin stwierdził, że dostarczenie Ukrainie i zgoda na użycie broni dalekiego zasięgu przeciw celom w Rosji będzie oznaczało bezpośrednie zaangażowanie państw NATO w wojnę. Rosyjski przywódca grozi, że Rosja podejmie odpowiednie kroki odwetowe. Widać wyraźnie, że Moskwa bardzo poważnie wystraszyła się trwającej od pewnego czasu batalii dyplomatycznej o zgodę na użycie pocisków dalekiego zasięgu przeciw celom w Rosji. Po wizycie Antonyego Blinkena w Kijowie, rozmowach Wołodymyra Zełenskiego z kierownictwem NATO i możliwej wizycie ukraińskiego prezydenta w Waszyngtonie, jasne jest, że rozmowy o broni dalekiego zasięgu wchodzą w decydującą fazę. I jak w przypadku każdej poprzedniej podobnej batalii w czasie trwającej ponad dwa lata wojny, toczy się mozolne “urabianie” zachodnich sojuszników. Tak było przecież w przypadku dostarczanie Ukrainie czołgów, broni przeciwlotniczej, pocisków do uderzania w cele lądowe, pocisków manewrujących czy myśliwców F-16. Za każdym razem ostatecznie zachodni sojusznicy udzielali zgody. Choć najczęściej warunkowanej i ograniczonej.
Również w przypadku broni dalekiego zasięgu możliwa jest taka zgoda na ataki w Rosji. I tu mogą być warunki i ograniczenia. Np. zgoda tylko na ściśle określone cele wojskowe. Nie jest też pewne, że Kijów dostanie zgodę na użycie amerykańskich ATACAM’sów, czy tylko brytyjskich Storm Shadow i ich francuskiego odpowiednika Scalp. Wszystkie te systemy są już na wyposażeniu Sił Zbrojnych Ukrainy i były używane przeciw rosyjskim celom, ale na terenach okupowanych przez Rosję, a nie na terenie Federacji Rosyjskiej.
Użycie przez Ukrainę Scalpów przenoszonych przez dostosowane do tego celu Su-24, będące na wyposażeniu sił lotniczych Kijowa, czy odpalanych z lądowych wyrzutni ATACAM’sów nie pozwoli na zmasowane uderzenie na zaplecze rosyjskiej armii. Ukraina ma po prostu za mało pocisków i musi wydzielać je “po aptekarsku” do uderzeń na wyjątkowo ważne cele. Z uwagi na zasięg tych środków (200-300 km), nie da się z ukraińskiego terytorium porazić celów naprawdę daleko w głębi Rosji, jak np. bazy bombowców w Dielagino pod Riazaniem (bazę tę atakowały już ukraińskie drony). Można natomiast będzie skutecznie uderzać w zgrupowania rosyjskich wojsk, lotniska i bazy przyfrontowe.
Tymczasem Rosja prawdopodobnie kupiła znaczną ilość irańskich pocisków Fath-360. Mają one zasięg 120 km., co oznacza, że będą odpalane z terytorium w pobliżu granic Ukrainy (np. na Charków), albo z terenów okupowanych. Dla Kijowa możliwość rażenia przyfrontowych magazynów i miejsc dyslokacji irańskich rakiet (i innych) również jest bardzo ważnym argumentem.
Wejście i utrzymanie się Ukraińców w obwodzie kurskim będzie miało również ogromne znaczenie dla nastrojów w armii i wśród ludności. Zwłaszcza przed nadchodzącą ciężką jesienią i zimą. Rozpoczęcie operacji i utrzymanie się przez półtora miesiąca ukraińskich sił w Rosji poważnie podniosło morale i nastroje. Przełamało trwającą miesiącami depresję i poczucie, że utrata Donbasu jest tuż za rogiem.
Teraz wszystko będzie zależało od zdolności utrzymania ukraińskiego zgrupowania wobec rosyjskiej kontrofensywy. Rosjanom nie będzie łatwo. W obwodzie kurskim wciąż toczy się wojna manewrowa. Poszczególne wsie na rubieżach kontrolowanego przez Ukraińców obszaru przechodzą z rąk do rąk. Jednocześnie zaś na razie wojsko Putina nie wprowadza swojej ulubionej taktyki spalonej ziemi, którą tak ochoczo stosuje przy zdobywaniu ukraińskich wsi i miast. Zrównanie z ziemią “wyzwalanego” terenu byłoby najprostsze i zgodne z DNA rosyjskiej armii. Ale takiego “wyzwolenia” najbardziej obawiają się sami Rosjanie – mieszkańcy kurskiego pogranicza
Michał Kacewicz
Redakcja może nie podzielać opinii autora
#Utrzymanie #przyczółku #obwodzie #kurskim #staje #się #dla #Ukrainy #równie #ważne #jak #dla #Putina #wypchn..