4.4 C
Warszawa
22 grudnia, 2024, 14:16
MigranciwPolsce.pl
W pierwszej turze wybory prezydenckie wygrała Maia Sandu, a losy referendum „za” Europą ważą się o w...

W pierwszej turze wybory prezydenckie wygrała Maia Sandu, a losy referendum „za” Europą ważą się o w…


Jak donosi Biełsat:
W pierwszej turze wybory prezydenckie wygrała Maia Sandu, a losy referendum „za” Europą ważą się o włos. To nie jest wielki sukces opcji europejskiej, bo Rosja wciąż zachowuje pakiet kontrolny budowania chaosu w Mołdawii.

Wstępne wyniki zliczanych jeszcze cały czas głosów pokazują, że Maia Sandu wygrała. Zdobyła ok. 42 proc. głosów. Nie gwarantują one zwycięstwa w pierwszej turze (nie ma ponad połowy głosów). Oznaczają, że będzie druga tura. W której Sandu zmierzy się z Aleksandrem Stoianoglo, byłym prokuratorem generalnym. Jej konkurent zebrał w wyborach 26 proc. poparcia, najwięcej spośród kandydatów opozycji.

Zwycięstwo Sandu nie jest zatem pewne i pokazuje zmęczenie nie tyle jej czteroletnimi rządami, co raczej trwającymi od ponad trzech lat rządami jej obozu politycznego. Tymczasem sukces bądź porażka proeuropejskich reformatorów w tym niewielkim, wciśniętym między Rumunię i Ukrainę kraju, ma ogromne znaczenie dla regionu i Europy w ogóle. Los mołdawskiej integracji z UE jest bowiem nieodłącznie związany z dużo szerszym projektem integracji także Ukrainy.

W warunkach trwającej rosyjskiej agresji na Ukrainę ma to znaczenie wręcz strategiczne. Prozachodnie władze w Mołdawii były jednym z kluczowych czynników, które pozbawiły Moskwę złudzeń, że możliwy jest atak na Ukrainę w kierunku Odessy, z zachodu, z terenu separatystycznego Naddniestrza. Mołdawia – obok Polski – jest także ważnym dla Ukraińców „oknem na świat”, zwłaszcza jeśli chodzi o podróże lotnicze z Kiszyniowa.

Sukces bądź porażka integracji Mołdawii z UE to także wyznacznik tego, na ile Europa potrafi w miękki, ale skuteczny sposób oddziaływać na wschodnie peryferie i powstrzymywać tam rosyjski imperializm.

Europa o włos

W mołdawskich wyborach głosowało półtora miliona wyborców. Niewiele, ale i tak elektorat jest wyjątkowo rozdrobniony. Głównie po stronie opozycji. Na Sandu zagłosowało ponad pół miliona wyborców. Właściwie uratowała ją tylko duża liczba pretendentów do stanowiska prezydenta. Były to zatem wybory – Maia Sandu przeciw wszystkim. I o ile w tej formule liderka obozu proeuropejskiego ma szansę zachować władzę (choć w drugiej turze wcale nie musi być jej łatwo), to na horyzoncie rysuje się problem.

Mołdawia jest republiką parlamentarno-gabinetową, a więc ciężar władzy jest w parlamencie, a nie w rękach prezydenta. Batalia o realną władzę odbędzie się zatem za rok w wyborach parlamentarnych. Będzie to istotne, zwłaszcza że we wczorajszym referendum w sprawie Unii Europejskiej Mołdawianie odpowiadali na pytanie, czy chcą, aby kurs kraju na integrację europejską był wpisany do preambuły konstytucji, i, co ważniejsze, czy chcą, by przyszła akceptacja umów integracyjnych była głosowana większością głosów w parlamencie.

Referendum zaskoczyło zwolenników integracji. Nad ranem, po przeliczeniu 98,38 proc. kart do głosowania, za UE było 50,07 proc., a przeciw 49,93 proc. Wcześniejsze sondaże dawały jednak większą przewagę zwolennikom integracji. Być może demobilizująco zadziałał efekt optymistycznych sondaży. A może jednak inspirowana z Moskwy wyjątkowo brutalna kampania antyeuropejska. Mołdawianie byli straszeni wojną z Rosją, katastrofą gospodarczą i energetyczną, zachodnią demoralizacją i „ideologią LGBT”, imigracją czy walką z językiem rosyjskim. Takie wątki narracyjne oddziaływały na rosyjskojęzycznych Mołdawian, ludzi starszych i biedniejszych.

Moskwa miała tu wiele instrumentów: dostępne na terenie Mołdawii rosyjskie media czy prorosyjskich polityków w rodzaju partii zbiegłego oligarchy Ilana Șora, a także mołdawskich komunistów. Na koniec zaś oprócz propagandy swoją rolę mogły odegrać po prostu pieniądze.

Mołdawskie służby od dawna alarmowały i walczyły ze zwiększonym przed wyborami przemytem gotówki. Przewozili ją z Rosji i innych kierunków promoskiewscy politycy. Niektóre transfery udało się zablokować, ale całkowite uszczelnienie granic jest przecież niemożliwe. Skala, na jaką doszło do przekupstw wyborców, jest na razie nieznana, ale niewątpliwie miały miejsce. A przy tak niewielkiej liczbie wyborców (półtora miliona) właściwie każda setka głosów ma znaczenie.

Bieda, sojusznik Rosji

Dla Moskwy i jej ludzi w mołdawskiej polityce nie ma lepszej pożywki niż kiepska sytuacja gospodarcza. Przed dojściem do władzy reformatorów z obozu Sandu trzy-cztery lata temu wielu Mołdawian miało nadzieje, że pokonanie korupcji i radykalny zwrot w stronę Europy poprawią sytuację. Tak się jednak nie stało. Ożywienie gospodarcze jest zauważalne, ale głównie w statystykach i nawet tam nie imponuje. Przewidywany na ten rok wzrost PKB wynosi nieco ponad 3 proc.

Obóz reform obóz Sandu prowadzi asertywną wobec rosyjskiego Gazpromu politykę i rozpoczął proces uniezależniania się od rosyjskiego gazu. Do Mołdawii zaczęły docierać m.in. pierwsze dostawy skroplonego gazu z USA. To jednak kosztuje i na pewno obciąża gospodarkę. Przynajmniej początkowo.

Maia Sandu i jej partia PAS (Partia Działania i Solidarności) postawili wszystko na jedną kartę. Referendum europejskie miało ożywić nadzieje na poprawę sytuacji w Mołdawii. Są jeszcze szanse, że przewaga zwolenników integracji wzrośnie, gdyż liczone są wciąż głosy zza granicy. Mołdawianie to emigracyjne społeczeństwo – bardzo wielu z nich pracuje w Rumunii i innych krajach europejskich, ale i w Rosji czy Turcji. Krajobraz polityczny, jaki wyłoni się po wyborach i referendum pokaże, że do wyborów parlamentarnych w przyszłym roku będzie trwał wyścig z czasem.

Z jednej strony Sandu i jej partia będą starali się przekonać Mołdawian, że ich kraj wejdzie do UE, a na tej drodze czeka ich poprawa sytuacji gospodarczej. Do tego potrzebne są jednak inwestycje zewnętrzne. Ursula von der Leyen w czasie niedawnej wizyty w Kiszyniowie 10 października obiecała niemal 1,8 mld euro inwestycji i wsparcia dla Mołdawii. Dla niewielkiego kraju to ogromna suma, ale jeśli nawet obiecywane inwestycje napłyną, to ich efekty będą rozłożone w czasie.

I właśnie tego czasu będzie Mai Sandu teraz brakować. Będzie się musiała zmierzyć z rozdrobnioną, ale rosnącą w siłę opozycją. Socjaliści z partii Igora Dodona, którzy popierają kontrkandydata Sandu Aleskandra Stoianoglo, nabiorą teraz siły. Jest i najbardziej prorosyjska partia Șora i otwarcie prorosyjska Evghenia Guțul, liderka autonomicznej Gagauzji. W wyborach parlamentarnych swoją partię wystawi i burmistrz Kiszyniowa Ion Ceban.

Nie wszyscy z oponentów Sandu są otwarcie prorosyjscy. Jednak nie na tym zależy Rosji, by osadzić w mołdawskich władzach jednoznacznego zwolennika zbliżenia z Moskwą. Patrząc realistycznie na nastroje wśród Mołdawian – jest to dziś niemożliwe. Możliwe jest natomiast wywołanie w Mołdawii kryzysu politycznego, pogłębianie podziałów, chaosu i zablokowanie integracji z UE. Sandu sporo zaryzykowała, stawiając wszystko na jedną kartę referendum. Za rok może mieć do czynienia z parlamentem rozdrobnionym, ale niezdolnym do przegłosowania integracyjnych ustaw i reform.

Michał Kacewicz/ belsat.eu

Redakcja nie musi podzielać opinii autora opinii



#pierwszej #turze #wybory #prezydenckie #wygrała #Maia #Sandu #losy #referendum #Europą #ważą #się #w..

Żródło materiału: BIEŁSAT

Polecane wiadomości