Jak donosi Biełsat:
Z byłą skazaną rozmawiało Centrum Obrony Praw Człowieka “Wiasna”.
Poziom łamania praw człowieka na Białorusi jest katastrofalny, a więźniowie polityczni w całym kraju są przetrzymywani w zakładach karnych w nieludzkich warunkach. Każdego roku przez miński areszt śledczy przechodzą tysiące osób zatrzymanych z powodów politycznych. Była więźniarka polityczna, która przeszła przez niesławny areszt przy ul. Akreścina w Mińsku opowiedziała Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna” o warunkach, jakie tam panują, a także o tym, jak wyglądają procesy polityczne osób oskarżonych o wykroczenia.
„Zabrali telefon, wszystko ściągnęli, podłączyli do laptopa”
Iryna (imię zmienione ze względów bezpieczeństwa) została zatrzymana jesienią 2024 roku w swoim miejscu pracy. Funkcjonariusze KGB najpierw udali się z kobietą do jej mieszkania, aby przeprowadzić tam przeszukanie – rewizja przebiegła spokojnie, mieszkanie nie zostało zdemolowane. Wszystko odbyło się przy świadkach, ale ostatecznie nic nie znaleziono.
– Byłam pewna, że w moim telefonie niczego nie znajdą. Po przeszukaniu nawet się nie przebrałam ani nie zabrałam żadnych rzeczy, mimo że wiedziałam, dokąd jedziemy. Może bałam się, żeby nie przyciągnąć kłopotów – wspomina była więźniarka.
Przesłuchanie w KGB trwało około cztery godziny, ale, jak mówi Iryna, przez większość czasu po prostu oczekiwała w milczeniu. – Zabrali mi telefon, wszystko z niego ściągnęli, podłączyli do laptopa, coś tam przeglądali. Zajęło to półtorej godziny, funkcjonariusz nawet o nic nie zapytał – relacjonuje.
– Ze wszystkich funkcjonariuszy, których spotkałem podczas tego zatrzymania, jeden był najbardziej nieprzyjemny, taki psychopatyczny typ. Wszedł do biura, od razu zażartował, pytając, czy wszystko w porządku. Odpowiedziałam, że wszystko w porządku, ale chciałabym się napić i coś zjeść. W końcu zatrzymano mnie o 11, a jest już popołudnie. A on powiedział: „Och, dlaczego pani nie poprosiła? Daliby pani wodę”. Zażartowałam, że po wodzie musiałbym żebrać o toaletę. Zapytał oficera, który mnie przesłuchiwał, czy czegoś się ode mnie dowiedział, a gdy ten odpowiedział, że nie, psychopata nagle zaczął na mnie krzyczeć, używając wulgarnego języka: „Co ty sobie myślisz? Zatrzymaliśmy ostatnio mnóstwo osób i ciebie też wsadzimy do więzienia! Odpowiadaj, chcesz iść do więzienia?!”.
Funkcjonariusze nie sporządzili protokołu przesłuchania. Kobieta uważa, że nie mogli tego zrobić, ponieważ nie zdobyli zeznań, których potrzebowali. Sporządzili jedynie protokół przeszukiwania zawartości telefonu. Stwierdzili w nim, że telefon został obejrzany i zwrócony Irynie.
Odmówili odprowadzenia jej do toalety
Po wizycie w KGB kobieta została zabrana na komisariat milicji w celu sporządzenia protokołu zatrzymania.
– Zabrano mnie na komisariat i wprowadzono przez jakieś wejście służbowe. Siedziało tam dwóch facetów. Jeden z nich spisał protokół o nic mnie nie pytając (z wyjątkiem danych osobowych). Na koniec dał mi jakieś papiery i kazał przeczytać i podpisać. W dokumencie wpisano artykuł 19.1 kodeksu wykroczeń (drobne chuligaństwo) – rzekomo awanturowałam się w biurze, zrzucałam przybory z biurka itp. Powiedziałam: „Niech mi pan da długopis, napiszę, że się nie zgadzam”, ale odmówił. Wtedy oświadczyłam, że nie podpiszę dokumentu, bo nic takiego nie miało miejsca – mówi.
Przez cały czas, gdy spisywano protokół zatrzymania Iryny, czekali na nią funkcjonariusze KGB. Milicjanci z komisariatu odmówili zaprowadzenia kobiety do toalety, ponieważ nie było wśród nich kobiety, która mogłaby towarzyszyć Irynie. Musiała więc prosić o to funkcjonariuszy KGB.
Następnym przystankiem po komisariacie był areszt tymczasowy przy miejskiej komendzie milicji. Tam Iryna spędziła kilka godzin, zanim została przeniesiona do aresztu tymczasowego przy ul. Akreścina. Była przetrzymywana bez kajdanek przez cały czas od aresztowania, ale na komendzie odmówiono przyjęcia jej bez nich, więc funkcjonariusze musieli to szybko naprawić.
Iryna została przewieziona do aresztu w nocy. Kobieta była szóstą osobą w celi przeznaczonej dla dwóch. W nocy zatrzymani byli budzeni raz na „apel”, na miejscu nie otrzymali żadnych środków higienicznych.
„Byłam tam szesnasta”
Po śniadaniu, około godziny 12.00, Iryna została zaprowadzona na rozprawę, która miała odbyć się za pośrednictwem Skype’a. W oczekiwaniu na rozprawę wszystkie zatrzymane zostały ustawione twarzą do ściany z rękami za plecami. Przetrzymywano je w tej pozycji przez około sześć godzin, od czasu do czasu pozwalając im na krótko przykucnąć. Funkcjonariusze przez długi czas nie byli w stanie nawiązać połączenia wideo z sędzią za pośrednictwem Skype’a, więc ostatecznie rozprawa odbyła się za pośrednictwem aplikacji zwykłego komunikatora. Jak mówi Iryna, proces odbył się przez komunikator w telefonie, nie Skype – prawdopodobnie przez Signal albo Telegram.
Na rozprawie Iryna nie przyznała się do winy i odmówiła składania zeznań. Po tym, jak kobieta odmówiła wyjaśnienia okoliczności „wykroczenia”, sędzia zarządziła 40-minutową przerwę, a następnie wróciła już ze „świadkiem” w kominiarce.
– Wydawało mi się, że świadek był funkcjonariuszem z komisariatu. Sędzia nawet nie zapytała, czy zgadzam się z tym, co jest napisane w protokole.
W rezultacie kobieta została uznana za winną i przeniesiona do aresztu przy ul. Akreścina.
Swój wyrok Iryna spędziła najpierw w słynnej kobiecej celi nr 15, przez którą przeszły tysiące „politycznych”. Według kobiety, prawie wszystkie zatrzymane zostały skazane za „drobne chuligaństwo” (art. 19.1 Kodeksu Wykroczeń)
– Gdy wprowadzono mnie do celi i zamknęły się drzwi, inne więźniarki rzuciły się, by mnie obiąć. Rozpłakałam się po raz pierwszy. Byłam zmęczona i psychicznie nie mogłam dłużej wytrzymać. Nakarmiły mnie wtedy, ponieważ nie jadłam nic przez cały ten i poprzedni dzień.
Miałyśmy celę dla dwóch osób, a byłam tam szesnasta. To było maksimum, potem nasza liczba się zmniejszyła: część z nas została przeniesiona, bo ich sprawę przekwalifikowano z wykroczenia na przestępstwo, część wyszła na wolność. W celi było dużo pluskiew – wspomina Iryna.
„To apogeum bezprawia”
Jak mówi była więźniarka, w areszcie harmonogram wydawania jedzenia jest bardzo uciążliwy: obiad trwa trzy godziny (mniej więcej od 12.00 do 15.00), ponieważ najpierw przynoszony jest chleb, potem pierwsze i drugie danie, już o 17.30 – kolacja, a kolejny posiłek dopiero następnego ranka.
– Funkcjonariusze z Akreścina nie traktują zatrzymanych jak ludzi. Są zdolni do wszystkiego. A apogeum tego bezprawia to „kipisz”, czyli codzienne przeszukanie celi, choć nie wiadomo, czemu ma ono służyć. Rozrzucają wtedy wszystkie rzeczy, wyprowadzają z celi i robią rewizję. W celi zawsze było z nami kilka osób „niepolitycznych” i nawet one bały się „kipiszu”. A po drugie, nikt z nas nie wiedział, czy kiedykolwiek się stamtąd wydostaniemy – bo zdawałyśmy sobie sprawę, że przez cały czas, gdy tam siedziałyśmy, funkcjonariusze wytrwale szukali na nas jakichś brudów i każda z nas mogła być oskarżona o przestępstwo.
Iryna wspomina, że nocne kontrole przeprowadzane przez strażników płci męskiej były bardziej rygorystyczne. Mężczyźni za każdym razem stawiali nowe warunki: na przykład trzeba było podać swój numer porządkowy, a także imię i nazwisko. Jeśli ktoś pomylił numer, wszystko zaczynało się od nowa.
Ponadto jeden ze strażników miał zwyczaj nazywać wszystkie kobiety „babkami”, niezależnie od ich wieku. Kobiety na początku nie wiedziały, jak zareagować i nie wiedziały, do kogo się zwraca.
– Był też jeden nienormalny facet, który w pewnym momencie powiedział: „OK, piętnasta, masz dużo rzeczy, zbierz mi to wszystko, a ja to wyrzucę”. Chociaż nie miałyśmy żadnych dodatkowych rzeczy, bo w nocy spałyśmy na podłodze, było tam zimno, więc wszystkie ubrania miałyśmy na sobie i nosiłyśmy absolutnie wszystko. Znalazłyśmy coś niepotrzebnego, damskie stringi, które zostawiły poprzednie aresztowane kobiety i oddałyśmy je.
Później, podczas jednego z „kipiszów” funkcjonariusze zabrali wszystko, co znajdowało się w celi: szczoteczki i pasty do zębów, papier toaletowy.
Jak mówi Iryna, jesienią do aresztu na Akreścina przywieziono Ukrainkę z białoruskim zezwoleniem na pobyt, która mieszkała na Białorusi od 20 lat.
– Została zatrzymana przez funkcjonariuszy KGB w Brześciu niemal od razu po operacji usunięcia chłoniaka. Prosiła lekarza o antyseptyk i smarowała ranę. Przeszła pierwszą dawkę chemioterapii i została zatrzymana przez KGB w klinice, gdzie poszła do lekarza. Dosłownie przerwali jej chemioterapię. Powiedzieli jej również, że „z tą diagnozą na pewno nie wyjdzie z tego żywa”. Codziennie brali ją na przesłuchania, praktycznie pozbawiając jedzenia.
Jak mówiła kobieta z Ukrainy, była prześladowana z powodu działalności jej córki, która mieszka w Polsce.
Ponowne aresztowania aresztowanych
„Karuzela” to jeden ze sposobów wywierania dodatkowej presji na zatrzymanym z powodów politycznych. Polega ona na tym, że osoba nie wychodzi na wolność po odbyciu pierwszego wyroku, ale jest ponownie zatrzymywana na podstawie nowych protokołów wykroczenia. W ten sposób człowiek może być przetrzymywany w celi przez wiele miesięcy bez ubrań na zmianę i środków higieny.
W czasie, gdy Iryna przebywała na Akreścina, były tam też dwie dziewczyny, które zostały aresztowane trzy razy z rzędu.
Pewnego dnia wszystkie kobiety zostały wyprowadzone z cel w celu zrobienia im zdjęć. Iryna i jej współwięźniarki podejrzewały, że zrobiono to na potrzeby systemu nadzoru Kipod, który umożliwia śledzenie każdej osoby, której zdjęcie jest w systemie. Do Kipod wgrywane są też np. zdjęcia osób, które podlegają karze ograniczenia wolności i prac na rzecz państwa – aby śledzić ich ruchy w mieście.
– Sadzali nas wszystkie jedna po drugiej i byłyśmy fotografowane. Kobieta robiła zdjęcia pod różnymi kątami. Mówiła: „Proszę patrzeć w kamerę, ale powoli się odwracać. Przechylić głowę w górę, w dół itd.”.
Podczas odbywania kary aresztu Irynę ponownie odwiedziło KGB – kobietę zabrano na badanie wariografem. Przez cały czas poza celą przebywała w kajdankach. Po badaniu wariografem funkcjonariusze KGB ponownie przesłuchiwali Irynę, „do protokołu”. Podczas rozmowy została poinformowana, że nie zostanie ponownie aresztowana, ale poproszono ją, aby po zwolnieniu nikomu nie mówiła, że przebywała w areszcie.
Po przesłuchaniu Iryna została odesłana do innej celi dla kobiet.
– Tego dnia zrobili rotację. Wchodzę do tej nowej celi, a tam – raj na ziemi! Czteroosobowa cela z materacami, a ja byłam czwarta. Co więcej, były nawet dwa prześcieradła. Niestety były też pluskwy. Kiedy jednak weszłam na łóżko piętrowe, położyłam się na materacu i przygasili nam światło – byłam po prostu szczęśliwa.
Według danych Centrum Obrony Praw Człowieka „Wiasna” w białoruskich aresztach i zakładach karnych przebywa obecnie 1245 więźniów politycznych.
ksz,pj/belsat.eu wg spring96.org
#byłą #skazaną #rozmawiało #Centrum #Obrony #Praw #Człowieka #Wiasna.Poziom #łamani..